Fendt Vario 930 trafił do serwisu znanego z YouTube Kamila Białka „Niezależnego Serwisanta”
– Opowiadamy tę historię ku przestrodze – mówi Michał Wawryk z Zosina w pow. hrubieszowskim. – To, że ktoś ma konto na YouTubie i wzbudza zaufanie, to za mało, żeby powierzać mu drogi sprzęt i pieniądze.
Sprawa dotyczy ciągnika Fendt Vario 930 z 2008 r. Ewa i Michał Wawrykowie kupili go, gdy miał 10 lat.
– Po ok. tysiącu mtg u nas rozleciała się turbina – opowiada rolnik, który potrzebuje ciągnika nie tylko dla siebie, prowadzi też usługi. – Po naprawie pracował przez kolejne 1,2 tys. mtg. Do następnej awarii silnika.
Michał Wawryk zdecydował, że tym razem zleci przeprowadzienie naprawy w Dubiczach u znanego z YouTube Kamila Białka „Niezależnego Serwisanta”. Po telefonicznej konsultacji 4 września 2023 r. dostarczył mu ciągnik do serwisu.
– Mechanik prezentował się jako profesjonalny i godny zaufania ekspert – ocenia rolnik. – Polecali go nasi znajomi. Wstępnie umówiłem się na naprawę silnika i duży przegląd. Serwisant zapewniał, że kończy dwa ciągniki, nasz Fendt miał trafić na warsztat praktycznie z biegu. Jeszcze jesienią miałem nim wyjechać w pole.
– Po kilku tygodniach Kamil Białek chciał omówić zakres prac u siebie w serwisie – kontynuuje rolnik. W warsztacie w Dubiczach rolnik zobaczył zdemontowany silnik. – Mechanik stwierdził, że elementy robocze są zatarte i remont silnika jest nieopłacalny. Miał zastrzeżenia do poprzedniej naprawy.
Michał Wawryk informuje, że uzgodnili wstawienie do Fendta innego silnika: po regeneracji i z nowszego modelu.
– Przelaliśmy, w trzech ratach, prawie 85 tys. zł na silnik i części – dodaje Ewa Wawryk. – Wcześniej mąż przekazał 5 tys. zł zaliczki.
Relacjonuje, że początkowo kontakt z mechanikiem był dobry. Z czasem zaczęły się schody.
– Dopytywałam, jak idą prace, o fakturę na silnik. Nie odpisywał albo pisał o… swoich problemach. Choroba ojca, jego choroba, brak albo choroba pracowników. Non stop jakieś kłopoty.
Pod koniec stycznia 2024 r. pani Ewa straciła cierpliwość. Poinformowała mechanika, że oczekuje zakończenia naprawy ciągnika.
– Odpowiedział mi, że ma 60 dni roboczych na wykonanie zlecenia liczonych od momentu przelania ostatniej transzy na silnik. Podał datę 19 lutego 2024 r.
Czy w zleceniu były takie zapisy?
– Mąż nie pamięta, aby były, natomiast był zapewniany, że sprawa zostanie załatwiona sprawnie, jeszcze w 2023 r. – odpowiada Ewa Wawryk. I mówi, że mimo licznych próśb nie otrzymali kopii zlecenia.
– Gdy pod koniec stycznia 2024 r. wymienialiśmy SMS-y, ciągnik był w Dubiczach piąty miesiąc. A powinien być już wtedy u nas – kontynuuje. – W końcu zgodziliśmy się na termin, który mechanik uważał za ostateczny, czyli 19 lutego. Choć sądziliśmy, że to kolejny wykręt. I tak było.
Kto miał pecha i dlaczego zamiast Fendta przyjechał CAT Challenger
19 lutego 2024 r. mechanik poinformował, że państwo Wawrykowie… „mają pecha”. Napisał m.in. (poprawiona interpunkcja i polskie znaki): „Przez ten pier… pośpiech został wzięty nie ten silnik, a ten który miał być do tego okazuje się z wadą fabryczną układu paliwowego albo coś innego (…).”. Prosił o cierpliwość i czas na „ogarnięcie tego” i obiecywał duży rabat.
Reakcja państwa Wawryków nie była entuzjastyczna. Chcieli niezwłocznego wykonania zlecenia. A do tego czasu sprawnego, o takiej samej mocy, ciągnika zastępczego. Pani Ewa mówi, że Kamil Białek ostatecznie zdecydował o wysłaniu takiego pojazdu dopiero po otrzymaniu informacji o zamiarze wynajmu ciągnika zastępczego na jego koszt.
W ten sposób pod koniec lutego ub. roku do Zosina dotarł CAT Challeneger.
– Na lawecie zauważyłem plamę oleju. Do tego powiązane drutem elementy. Kiepsko jak na świetnego serwisanta – komentuje Michał Wawryk. Mówi, że w trakcie pierwszego przejazdu pękł przewód. – Okazało się też, że skrzynia biegów jest uszkodzona. Kończyłem pracę pożyczonym od kolegi ciągnikiem.
W marcu 2024 r. wyszło na jaw, że… CAT nie jest własnością Kamila Białka. Państwo Wawrykowie dotarli do właściciela ciągnika.
– Dowiedział się od nas, gdzie jest jego traktor – mówi Ewa Wawryk. – Wcześniej Challanger trafił do Dubiczów na naprawę skrzyni biegów.
Tymczasem SMS-owa korespondencja wciąż nie przybliżała do zakończenia sprawy. Michał Wawryk pojechał do Dubiczów, ale nic nie wskórał.
– Pracownik mnie nie wpuścił. Wcześniej był tam mój ojciec. Czekał cały dzień, żeby Kamil Białek się pojawił i nic.
Rolnik mówi, że wyjazdy te zaowocowały jednak poznaniem podobnych historii.
– Ojciec spotkał człowieka spod Krakowa, który dwa lata czekał na swojego Fendta. Wiemy też o postępowaniu wobec Kamila Białka, po zgłoszeniu innego klienta. Z kolei żona dotarła do podwykonawcy serwisu. Powiedzieli jej tam, że mają dla mechanika silniki, ale ich nie dostanie, dopóki nie zapłaci.
Wawrykowie w czerwcu ub. roku zawiadomili policję. Wcześniej między stronami konfliktu znowu iskrzyło.
– Pan Kamil zażądał zwrotu CAT-a – mówi Ewa Wawryk. – Pisał, że „wypier… to padło” (czyli zapewne Fendta państwa Wawryków – red.) w częściach za płot – kontynuuje. Mechanik pisał też m.in., że naprawa Fendta „została odstawiona na dalszy plan”, bo pieniądze na naprawę nie wpłynęły na czas i były przelewane w ratach.
W pewnym momencie, gdy mogło się wydawać, że do porozumienia jest bliżej, napisał, że po zrobieniu Fendta musi odpocząć i nigdy więcej nie weźmie tylu zleceń.
Pani Ewa dopytywała o naprawę, domagała się jej zakończenia. Ostrzegła, że skieruje sprawę so sądu. SMS-owe przepychanki i tym razem do niczego nie doprowadziły.
– Przed zawiadomieniem policji probowaliśmy jeszcze listownie rozwiązać umowę, ale nie było odzewu – relacjonuje Ewa Wawryk.
Dodaje, że po kilku miesiącach zwrotu CAT-a zażądał jego właściciel. – Odpowiedziałam, że jeśli przyjedzie on lub ktoś z pełnomocnictwem, to nie ma problemu. Proponowałam, żeby nie jechali lawetą na pusto i przywieźli naprawionego Fendta.
Co było dalej?
– Pod naszą nieobecność w gospodarstwie pojawili się brat i ojciec Kamila Białka. Bez niczyjej zgody wprowadzili na lawetę CAT-a – wspomina Ewa Wawryk, która w tym czasie wróciła do domu. Mówi, że „goście” mieli pismo właściciela dotyczące wydania ciągnika, ale nie było ono potwierdzone notarialnie. – Wezwałam więc policję. Laweta odjechała z niczym. W trakcie próby wywiezienia CAT-a Kamil Białek zasypał mnie groźbami i inwektywami. Zerwał umowę.
CAT stoi w Zosinie. A Fendt? W ramach prokuratorskiego postępowania policjanci zabezpieczyli go w Dubiczach.
– Zaplombowali tył z kabiną i osobno przód – mówi Michał Wawryk. – Pytali o silnik. Kamil Białek miał im odpowiedzieć, że „nie wie, ale na pewno znajdzie”.
Na SMS-owe pytanie rolnika „co z ciągnikiem” mechanik zaproponował ugodę, obiecał darmową robociznę.
Państwo Wawrykowie po dotychczasowych doświadczeniach nie wierzą już jednak w polubowne załatwienie sprawy.
– Ten serwis działa na zasadzie piramidy finansowej. Pieniądze na naprawy przyjmowanych ciągników idą na realizację wcześniejszych zleceń – uważają.
Mechanik proponuje: Dogadajmy się bez prawników
Kamil Białek nie chciał zgodzić się na rozmowę, ostatecznie dał się jednak namówić. 14 stycznia br. otrzymał ode mnie ponad 20 szczegółowych pytań dotyczących tej sprawy. Odpisał, że jedyny możliwy termin spotkania to 31 stycznia.
Ale 30 stycznia je odwołał. Chciał też, żeby ponownie wysłać mu pytania. Dostał te wysłane już wcześniej, uzupełnione o kolejne. Zaproponował nowy termin rozmowy: 6 bądź 7 lutego. Umówiliśmy się na 7 lutego.
W nocy z 6 na 7 lutego napisał, że konsultował się z mecenasem i „nie ma sensu, żeby na tak jednostronnie skonstruowane pytania odpowiadać” i że woli pojechać do Zambrowa do potrzebujących rolników. Dostało się i Ewie Wawryk, którą opisał jako „toksyczną, roszczeniową i szaloną”. Pisał, że „czekamy na ruch tych ludzi, tj. odbiór maszyny”.
Mimo to 7 lutego pojechałem do Dubiczów i spotkałem się z mechanikiem. Jaki jest jego punkt widzenia na tę sprawę?
Serwisant mówi, że najpierw Fendt czekał w kolejce. Zwraca uwagę, że był już po wykonanej, według niego, nieudolnej naprawie i dlatego nie bardzo się palił do poprawiania po kimś.
A później?
– Nie chciałem zaczynać, póki nie otrzymam pieniędzy na silnik i części. A te przychodziły w ratach. Ostatnia pod koniec listopada 2023 r., czyli prawie dwa miesiące po dostarczeniu ciągnika. W tym czasie inny klient nie chciał się uczciwie rozliczyć, dlatego wolałem nie ryzykować i czekałem na całość – tłumaczy Kamil Białek. – Zacząłem szukać silnika, gdy wpłynęła trzecia rata.
Mówi, że atmosfera zrobiła się nerwowa, kiedy komunikacją ze strony państwa Wawryków zajęła się Ewa Wawryk.
– Nie rozumie specyfiki mojej pracy, nie ma pojęcia o naprawie ciągników, nie bierze pod uwagę losowych wydarzeń, na które nie mam wpływu. Wydawało jej się, że ta naprawa potrwa chwilę.
– Znalezienie bazowego silnika, takiego, którego cena nie przewyższa ustalonej kwoty wymagało czasu – kontynuuje. – Znalazłem taki pod koniec 2023 r. W trakcie prac okazało się jednak, że jest uszkodzony. To wszystko zbiegło się w czasie z chorobami pracowników i w mojej rodzinie.
Kamil Białek informuje, że kolejny bazowy silnik znalazł wiosną 2024 r.
– Kupiliśmy tłoki, tuleje, wałki rozrządu. Wszystko, co niezbędne.
Czemu więc remont nie ruszył? Mechanik przyznaje, że mając do zrealizowania także inne zlecenia musiał wybierać. Tłumaczy, że zajął się tymi, gdzie nie miał problemów z komunikacją. Gdy sprawa stanęła na ostrzu noża zaproponował, że koszty robocizny weźmie na siebie.
– To jakieś 20–30 tys. zł. Do tego roczna rękojmia – mówi. – I to już było właściwie dogadane z Michałem.
Dlaczego ten scenariusz nie został zrealizowany? Wygląda na to, że z powodu awantury o CAT-a. Kamil Białek przyznaje, że nie poinformował państwa Wawryków, że ciągnik do niego nie należy i że jedzie do nich „na testy” po naprawie. Według niego wystarczyło poinformować właściciela.
– Wiedział od początku. Miałem kupić ten ciągnik i miałem wolną rękę. To on jest tu pokrzywdzony, bo jego traktor jest bezprawnie przetrzymywany w Zosinie.
Mechanik mówi, że podczas próby odebrania CAT-a kluczyki przekazał jego bratu pracownik państwa Wawryków, czyli zarzut o samowolnym wprowadzeniu na lawetę jest nieprawdziwy.
– Wszystko jest na filmie. Mój ojciec i brat mieli pismo od właściciela. A on sam dzwonił w tym czasie do Zosina z komisariatu, żeby policjanci mogli potwierdzić, że to on, i że się zgadza na odbiór. Mimo to Wawrykowie zatrzymali ciągnik, a policja nie reagowała. I jeszcze jedno. Gdyby skrzynia biegów nie działała, CAT nie wjechałby na lawetę.
– Gdy złożyli doniesienie na policję, to poczułem się, jakby ktoś napluł mi w twarz – kontynuuje. Zrewanżował się własnym doniesieniem. – Zgłosiłem przetrzymywanie w Zosinie powierzonego mi CAT-a.
W prokuraturze Kamil Białek zeznając jako świadek po zawiadomieniu właścicieli Fendta stwierdził, że nie zareagował na pismo państwa Wawryków rozwiązujące umowę zlecenia, bo nie wie, czy je otrzymał.
W rozmowie z TPR przyznał, że inny klient wytoczył mu sprawę, ale zapewniał, że nie ma sobie w tej kwestii nic do zarzucenia.
Mówi, żeby konflikt z państwem Wawrykami rozwiązać polubownie, bez prawników. Informuje, że dysponuje częściami kupionymi do naprawy Fendta, łącznie z silnikiem (choć 7 lutego br. pokazać go nie chciał) i w ciągu miesiąca może wykonać naprawę, koszt robocizny biorąc na siebie. Zapewnia też, że jeśli powiedział, czy napisał jedno słowo za dużo, to wycofuje się z tego.
Prokuratura w Hrubieszowie umarza sprawy
30 stycznia br. po prawie pół roku Prokuratura Rejonowa w Hrubieszowie umorzyła śledźtwo „w sprawie” po zgłoszeniu właścicieli Fendta. Zarzucali oni mechanikowi oszustwo i przywłaszczenie.
W uzasadnieniu prokuratorka Iwona Kozłowska pisze m.in. że w zleceniu na naprawę uzgodniono termin jej wykonania na 19 lutego 2024 r. z zastrzeżeniem, że może on ulec wydłużeniu w przypadku braku części. Jej zdaniem opóźnienia w naprawie nie są winą mechanika.
Oddala oba zarzuty, argumentując, że aby doszło do oszustwa, osoba o to oskarżana od początku musi mieć taki zamiar. Według prokuratury, nie potwierdza się także zarzut niekorzystnego rozporządzenia mieniem.
„Wszystkie działania podejmowane przez Kamila Białek (pisownia oryginalna – red.) zmierzały bezpośrednio do wykonania umowy jaką zawarł z Michałem Wawryk (pisownia oryginalna – red.)” – napisała m.in. Jest zdania, że konflikt powinien rozstrzygnąć sąd na drodze postępowania cywilnego.
– To oczywista nieprawda, o czym świadczą wypowiedzi na ten temat samego Kamila Białka – komentuje uzasadninenie prokuratury Ewa Wawryk. – Można wiele o tej sprawie powiedzieć, ale na pewno nie to, że mechanik robił wszystko, żeby wywiązać się ze zlecenia na czas. Przecież sam informował, że odstawił nasz ciągnik i zajmował się czymś innym.
Ewa Wawryk zapowiada zaskarżenie tej decyzji do sądu. I skierowanie tam sprawy cywilnej przeciw mechanikowi.
Wcześniej, bo 5 grudnia ub. roku, prokuratura w Hrubieszowie odmówiła wszczęcia postępowania po zgłoszeniu Kamila Białka z powodu niestwierdzenia znamion czynu zabronionego.
– Postanowienie jest prawomocne – informuje prokurator rejonowy w Hrubieszowie Jakub Litwińczuk.