Nowa polityka celna Donalda Trumpa odbije się czkawką unijnym producentom żywności
Ciągłym tematem podnoszonym przez prezydenta USA są cła. Jego podejście zakłada, że każdy kto chce mieć dostęp do amerykańskiego rynku powinien ponosić z tego tytułu obciążenia w postaci taryf celnych. Z kolei każda innego rodzaju sytuacja jest przedstawiana jako wykorzystywanie amerykańskiego rynku i konsumenta. Dotyczy to również produktów żywnościowych. Akcenty tego rodzaju pojawiały się już podczas poprzedniej kadencji Donalda Trumpa.
Obecnie większość rolniczego świata skupia się na umowie pomiędzy Unią Europejską a południowoamerykańskim blokiem państw funkcjonujących pod nazwą Mercosur. Jednak całkiem niedawno toczyły się również rozmowy związane z poluzowaniem polityki handlowej pomiędzy Brukselą a Waszyngtonem. Na temat jej powrotu tuż po nowym roku zaczęli wypowiadać się niemieccy politycy, w czym prym wiódł jeden z kandydatów na urząd kanclerza, czyli Friedrich Merz. Z tonu jego wypowiedzi wynika, że Niemcy mają zamiar dodać ten temat do agendy Brukseli w celu uspokojenia przyszłego amerykańskiego prezydenta i odciągnąć go od polityki nakładania ceł, która staje się coraz bardziej realna.
Co się stało z umową TTIP między Unią Europejską a USA?
Cofając się nieco w przeszłość to tak zwana umowa TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership) miała być porozumieniem handlowym pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi, którego celem było stworzenie największej na świecie strefy wolnego handlu. Już na tym etapie brzmi to znajomo. Same rozmowy na temat TTIP rozpoczęły się jeszcze w 2013 roku, ale zostały zawieszone w 2016 roku i ostatecznie nie doszło do podpisania umowy. Temat ten jednak nadal pozostaje otwarty i jest dość prawdopodobne, że już wkrótce powróci. Jeżeli tak to można by spodziewać się oferty UE, wobec Stanów Zjednoczonych dotyczących redukcji ceł, które w większości przypadków były już stosunkowo niskie, ale nadal stanowiły przeszkodę w niektórych sektorach. Sztandarowym przykładem takich branż były głównie przemysł samochodowy oraz rolnictwo. Istotnym jej aspektem była również możliwość uczestniczenia w zamówieniach publicznych po obydwu stronach Atlantyku na równych zasadach.
GMO i mycie kurczaków chlorem, czyli niemożliwe do pogodzenia różnice w standardach produkcji rolnej
Najwięcej kontrowersji wzbudzały obszary związane z własnością intelektualną oraz rolnictwem. Do Brukseli trafiały obawy związane z potencjalnym zalewem tanich produktów rolnych ze Stanów Zjednoczonych, które mogłyby podlegać mniejszym rygorom produkcyjnym. Padały problematyczne hasła jak żywność genetycznie modyfikowana, jednak najgłośniejszą kwestią były „amerykańskie chlorowane kurczaki‘‘. Sprawa stała się jednym z najbardziej kontrowersyjnych punktów negocjacji, ponieważ doskonale obrazowała różnice w standardach produkcji żywności pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi.
Czego dokładnie dotyczyła ta kwestia? Otóż w Stanach Zjednoczonych kurczaki mogą być myte w roztworze chloru lub innych substancji dezynfekujących w celu eliminacji bakterii, które mogą być obecne na powierzchni mięsa. Jest to dość powszechnie stosowana praktyka w USA i zgodna z tamtejszymi regulacjami. Postępowanie takie jest w Unii Europejskiej zakazane od 1997 roku, a większy nacisk kładzie się na zapobieganie zakażeniom na wcześniejszych etapach produkcji. Ostatecznie rozmowy w sprawie porozumienia zostały wstrzymane w 2016 roku, głównie z powodu sprzeciwu w Europie oraz zmiany priorytetów politycznych w USA po objęciu urzędu przez Donalda Trumpa, który wycofał się z wielu porozumień handlowych.
Wydaje się, że część niemieckich polityków ma zamiar zareagować z wyprzedzeniem. Nie jest to pierwszy taki ruch, ponieważ tuż po wyborach w Stanach, Bruksela, ustami Ursuli von der Leyen, zadeklarowała możliwość zwiększenia zakupów amerykańskich paliw, głównie gazu.
Friedrich Merz z kolei stwierdził, że może wystąpić wiele wzajemnych korzyści, ponieważ Niemcy w wyniku zacieśnienia współpracy mogłyby zwiększyć eksport niektórych produktów rolnych za Ocean. Szczególnie miałoby to dotyczyć bawarskiego piwa i chmielu oraz produktów mleczarskich. Szybko zaczęto doszukiwać się drugiego dna w tych deklaracjach. Jednak jak na razie wygląda to raczej na objaw paniki i może on wcale nie być tak nieuzasadniony.
Donald Trump chce nałożyć cła na produkty mleczarskie importowane z Kanady
Zanim prezydent wygłosił tyradę o przyłączeniu Kanady wielokrotnie on, jak i jego otoczenie mówiło o cłach, które miałyby być nałożone na import z tego kraju. To z kolei wstrząsnęło kanadyjskimi producentami żywności, w tym producentami mleka.
W odniesieniu do produktów rolno-spożywczych, w 2023 roku wartość ich importu z Kanady do USA wyniosła 40,1 miliarda dolarów. Od lat ponad połowa eksportu kanadyjskich produktów mleczarskich trafia na rynek USA.
Warto wspomnieć, że handel nimi pomiędzy USA a Kanadą jest regulowany przez kilka umów handlowych, z których najistotniejszą jest porozumienie pomiędzy USA, Kanadą i Meksykiem, czyli USMCA (United States-Mexico-Canada Agreement), która określa kontyngenty taryfowe oraz ewentualne inne ograniczenia dotyczące importu i eksportu tych produktów. Dzięki temu obydwa kraje utrzymują równowagę na swoich rynkach wewnętrznych, chroniąc jednocześnie interesy krajowych producentów nabiału. Jeżeli stan ten zostałby naruszony, tamtejsi producenci mieliby dość duże powody do obaw, które już zaczynają występować, ponieważ ich produkty stałyby się właściwie z dnia na dzień niekonkurencyjne wobec tych wyprodukowanych w Stanach. W przypadku wielu kanadyjskich zakładów mleczarskich oznaczałoby to ogromne straty oraz konieczność całkowitej zmiany funkcjonowania branży. Dokąd trafi przetwarzane w Kanadzie mleko, jeśli nie kupią go w Stanach?
Czy do tego dojdzie okaże się już wkrótce, jednak w przeciwieństwie do zapowiedzi związanych z aneksją Grenlandii, te dotyczące wprowadzenia ceł raczej nie są na wyrost. Trump już wcześniej prowadził tego rodzaju politykę i można się spodziewać, że w jej kontynuacji będzie dość konsekwentny.
Artur Puławski