Ryby ważniejsze niż pola rolników
Przerażające, bezmyślne, a może po prostu głupie wydają się w tym przypadku urzędnicze tłumaczenia w pismach, jakie otrzymali jeszcze przed powodzią mieszkańcy wsi Smreczyna (gmina Międzylesie, powiat kłodzki), którzy zgłaszali urzędnikom, że rzeka po takiej przebudowie koryta może ich zalać. I zalała. Z dokumentów jasno wynika, że przy przebudowie koryta rzeki we wsi Smreczyna Wody Polskie dbały o ryby, a nie o bezpieczeństwo gospodarstw rolnych (domów i pól). Zamiast wzmocnić i podwyższyć wały, zdecydowały, że dla dobra pstrągów w rzece podniosą jej dno o około pół metra.
– Część starych, poniemieckich wałów zlikwidowano, a dno rzeki podniesiono o około pół metra, ponieważ wrzucano tam olbrzymie skały, kamienie, a potem zalewano to betonem – opowiada Patryk Mazur, jeden z poszkodowanych rolników, któremu rzeka zalał dom.
Prowadzący tam ekologiczne gospodarstwo rolnik musi osuszać niedawno odremontowany budynek i znowu przystąpić do remontu. Kiedy rzeka wezbrała, gospodarz przestał zwracać uwagę na zapewnienia urzędników i wywiózł ciągniki na wyższy teren, dzięki czemu je uratował. Mimo to jego straty są ogromne. A mogło być inaczej. W trosce o przyrodę w tym rejonie nie wycięto także drzew rosnących w korycie Nysy Kłodzkiej. Te zaś stworzyły naturalną tamę razem z niesionymi przez wezbraną wodę konarami. Jej wody znalazły sobie zupełnie inną drogę – przez działki i zabudowania mieszkańców.
Tym razem dom udało się uratować
– W tym rejonie to górska rzeczka, która przy większych opadach deszczu w ciągu kilku godzin przekształca się w rwącą rzekę. Pamiętam powódź z 1997 roku. Wtedy zniszczenia były straszne. Zalało dom, zabudowania gospodarcze, wszystko. Teraz dzięki wałom pana Sebastiana, które stworzył na własnym gruncie, udało się to ograniczyć. Dom uratowałem, niestety garaż i wyposażenie rzeka zalała – opowiada Michał Jarmołowicz ze Smreczyny, mieszkający kilkanaście metrów od rzeki.
Podkreśla, że wiele razy mieszkańcy wsi interweniowali w Wodach Polskich i lokalnym samorządzie. Prosili, aby postawić tam większe i mocniejsze wały i wyciąć drzewa z koryta rzeki. Bezskutecznie.
Po 1997 roku, gdy powódź w tym miejscu zalała wszystko, a Nysa Kłodzka spowodowała olbrzymie straty, pan Sebastian sam zaczął dbać o bezpieczeństwo swojej posesji i zbudował górkę, de facto wał, na swoim gruncie z kilkudziesięciu ciężarówek ziemi (na własny koszt). We wrześniu to on ochronił część zabudowań we wsi. I dzięki temu, choć atak żywiołu był duży, to nie poczynił tak poważnych strat jak poprzednio.
– Zrobiłem tak, bo nikt nie chciał mi pomóc, a mieszkamy nad rzeką, kilkanaście metrów od jej koryta. Jak jest większy deszcz, koryto szybko się wypełnia, więc trzeba sobie jakoś radzić – opowiada pan Sebastian.
– Przecież wystarczy o tym pomyśleć zdroworozsądkowo i porozmawiać z nami, ale nikt nie chciał słuchać tego, co mówiliśmy – dodaje Michał Jarmołowicz.
Dokumenty nie utonęły
Jeszcze w lipcu br. Wody Polskie były szczere aż do bólu w sprawie wodnej inwestycji w tej miejscowości. W piśmie do Sebastiana Mądrego i jego żony Iwony mieszkających nad rzeką stwierdzają, co następuje: „…celem prac prowadzonych na tym obiekcie jest zapewnienie swobodnej migracji ryb”. Napisano do nich nawet: „(…) prace realizowane w sąsiedztwie Państwa działki nie spowodują podwyższenia obecnego lustra wody i nie będą przyczyniały się do ewentualnych podtopień”.
Co ciekawe, podobnie było wcześniej, gdyż jeszcze w kwietniu br. odbyło się spotkanie z mieszkańcami wsi związane z zagrożeniami, jakie ci dostrzegali. W notatce służbowej na ten temat stwierdzono m.in.: „W ramach przedmiotowego zadania na tym obszarze przewiduje się jedynie działanie prośrodowiskowe, polegające na udrożnieniu występującej bariery migracyjnej dla ichtiofauny (próg H-19) i przekształcenie go w bystrze o zwiększonej szorstkości, które ma umożliwić swobodną migrację ichtiofauny w górę i w dół rzeki…”. Chociaż bystrze zmniejszy przepustowość koryta, a podniesienie zwierciadła wody może powodować występowanie wód z koryta.
Nadzór projektu w tej sprawie informował jednak, że opracowanie projektowe nie wpłynie na pogorszenie istniejącego stanu. A z notatki ze spotkania z mieszkańcami alarmującymi przed grożącą powodzią wynika, iż obiekty projektowane w ramach przebudowy „(…) nie mają za zadanie odnosić się do fal wezbraniowych o niższym prawdopodobieństwie wystąpienia na tym obszarze”.
Drzewa wycięli sami rolnicy. Czy spotka ich za to kara?
Mimo tego mieszkańcy Smreczyny postanowili jeszcze raz spróbować i na papierze poprosili o zdroworozsądkowe podejście do sprawy. W liście do Wód Polskich, a także władz gminy Międzylesie napisali m.in.: „W trakcie prac regulacyjnych doszło do znaczącego spłycenia koryta rzeki, co znacząco obniżyło jej zdolność do prawidłowego odprowadzania wód opadowych. Szczególnie niepokojącym punktem był najwęższy odcinek rzeki, który mimo wielokrotnych zgłoszeń w trakcie prowadzonych prac (nasze załączone podania do Wód Polskich z 2.04.2024, następne ponaglające z 28.06.2024) nie został prawidłowo zabezpieczony ani odpowiednio pogłębiony. Prośba o ewentualne podwyższenie murów oporowych w najwęższym, a zarazem najpłytszym miejscu koryta rzeki także nie została uwzględniona. (…) Na analizowanym odcinku rzeki przy naszych domach jest ona niewłaściwie utrzymywana! Drzewa w dużej ilości i zagęszczeniu rosną w korycie i przy brzegach. Prosiliśmy o usunięcie suchych drzew, nie było na to pieniędzy; gdy chcieliśmy sami je usunąć, nie pozwolono nam tego zrobić! (…) We wszystkich rozmowach z przedstawicielami Wód Polskich, inżynierami czy nadzorem autorskim słyszeliśmy, że głównym celem prowadzonych prac na wyżej wymienionym odcinku było zapewnienie swobodnej migracji ryb, z pominięciem bezpieczeństwa przeciwpowodziowego (…)”.
Mieszkańcom Smreczyny po powodzi w 1997 r. wydawało się, że uzyskają pomoc w lepszym zabezpieczeniu swojego dobytku i życia. Dziś obawiają się, że i teraz nie otrzymają wsparcia dla swoich postulatów. Po powodzi mieszkańcy wsi sami usunęli większość drzew rosnących w korycie, które utrudniały swobodny przepływ wody przy wezbraniach.
Artur Kowalczyk
fot. A. Kowalczyk