Podnoszenie obecnie VAT-u na żywność to szczyt braku rozsądku
W środku rolniczych protestów i blokad rząd ogłosił przywrócenie 5-procentowej stawki VAT na żywność. Przecież to doprowadzi do wzrostu cen w sklepach, a zatem spadnie popyt na nią. A już teraz magazyny przetwórców są pełne. Jeśli jednak ceny np. popularnych serów żółtych, twarogów czy wędlin pozostaną bez zmian, to odbędzie się to wyłącznie kosztem przetwórców, a więc i Waszym drodzy rolnicy. Bo jak świat światem, sieci handlowe nigdy nie ponosiły kosztów promocji i podwyżek VAT-u na swoich półkach. Wcześniej lub później przerzucały je na barki dostawców. Albo narzucając niekorzystne kontrakty, albo naliczając kary za fikcyjne niewywiązanie się z dostaw.
I teraz wracając do pomysłu podniesienia VAT na żywność w czasie protestów rolników. Dzisiejsi rolnicy to szefowie nowoczesnych przedsiębiorstw, w jakie przekształcili swoje gospodarstwa. Doskonale rozumieją, czym skutkuje taka decyzja rządu. Czyżby władza dążyła do jeszcze ostrzejszej konfrontacji? Czy pałowanie pod sejmem nie wystarczyło? Jeśli dodamy do tego możliwy zakaz eksportu żywności z Polski do Ukrainy, to będziemy mieli pełny obraz nadchodzącej klęski i to na własne życzenie.
Rząd najwidoczniej nie będzie spełniał żądań protestujących rolników
Dotychczasowa reakcja rządu na protesty pokazuje, że nie ma on zamiaru zaoferować rolnikom żadnych sensownych rozwiązań. Może z Ukrainą da się jakoś poukładać stosunki handlowe. Ale nie ma co oczekiwać spełnienia reszty postulatów. Rząd najwyraźniej uznał, że to nie jego zakres odpowiedzialności i ogłosił, że będzie żądać od Brukseli zmiany polityki. Ale czy Bruksela posłucha? Najskuteczniejsza polityka, to polityka faktów dokonanych. Dlaczego nie wstrzymamy realizacji choć części przepisów Zielonego Ładu? Skoro wbrew unijnym zasadom mogliśmy zamknąć jednostronnie granicę z Ukrainą (i nie spotkały nas za to konsekwencje), to czy nie mogliśmy zawiesić np. części ekoschematów? Właśnie rozpoczął się sezon składania wniosków o dopłaty. Okazja była doskonała.
Bruksela wymyśliła, że częć gospodarstw rolnych będzie traktowanych jak duże instalacje przemysłowe
A w Brukseli bez zmian, choć chciałoby się powiedzieć raczej w domu wariatów. Gdy na drogach Polski, Hiszpanii, Francji i Belgii stały rolnicze blokady, a gnojowica obficie zraszała brukselski bruk, Parlament Europejski uchwalił dwa rozporządzenia. Pierwsze dotyczy ograniczeń emisji z dużych gospodarstw produkujących trzodę chlewną (powyżej 350 DJP). Będą one traktowane tak samo jak duże instalacje przemysłowe, np. huty i petrochemie. Za dwa lata Komisja Europejska zastanowi się, czy tymi regulacjami nie objąć ferm bydła. Świniarze będą musieli szczegółowo raportować ile produkują zanieczyszczeń (gazów cieplarnianych, amoniaku, gnojowicy itp.) i co się z nimi dzieje. Wszystko to trafi na ogólnodostępny Unijny Portal Emisji Przemysłowych. W porównaniu do tych przepisów wyśmiewany przez rolników rodzimy pomysł fotografowania pola przed i po przeoraniu obornika, wydaje się szczytem zdrowego rozsądku.
Dyrektywa budowlana to kolejny przykład szczytu braku rozsądku
Druga dyrektywa dotyczy efektywności energetycznej budynków. Zakłada ona, że do 2040 r. (a więc już za 16 lat) należy całkowicie wycofać kotły na paliwa kopalne, czyli węgiel, gaz i olej opałowy (a to około 60% wszystkich gospodarstw domowych w Polsce). A zatem, drogi rolniku, masz 16 lat na to, aby zebrać 150 tys. zł na fotowoltaikę, pompę ciepła i magazyn energii a i tak będziesz zimą marznął. To samo dotyczy mieszkańców podmiejskich osiedli, gdzie domy są przeważnie ogrzewane gazem. Trudno sobie w ogóle wyobrazić przeprowadzenie takiej zmiany w ciągu 16 lat.
Jest też w dyrektywie zapis kompletnie głupi. Wprowadza on zakaz dotowania zakupu kotłów na gaz od 2025 r. Czyli wszystkie programy ograniczania tzw. niskiej emisji na południu Polski idą w diabły. Ludzie będą używać kopciuchów przez kolejne 16 lat, żeby w 2040 r. wymienić je na pompy ciepła.
Kiedyś mówiło się, że papier wszystko zniesie, a teraz, że Parlament Europejski wszystko uchwali. To wszystko dowodzi, że unijne elity nie zamierzają zmieniać obranego kursu na zieloną rewolucję i jest odpowiedzią na pytanie czy spełnią postulaty rolników.
Kiedy ceny zboża wrócą do normy? Dopiero jak skończy się wojna
Wróćmy jeszcze do problemu wojny na Wschodzie. Najpierw przeraziła świat, który nie wiedział, czy wystarczy zboża, skoro Rosja, bardzo duży eksporter ziarna napadła na Ukrainę, drugiego dużego eksportera. Efekt był taki, że zboża osiągnęły ceny nienotowane w historii. Później, gdy okazało się, że światu nie grozi głód, ceny spadły, a Rosjanie zaczęli zarzucać kraje afrykańskie i arabskie ogromnymi ilościami bardzo taniego ziarna. Chodziło nie tylko o to, aby sprzedać swoją nadwyżkę, ale również zdobyć przychylność tamtych społeczeństw i rządów. Na dodatek, robią oni miejsce w magazynach, bo spodziewają się rekordowych zbiorów. Efekt jest taki, że zboża ciągle tanieją. Tak czy inaczej, to wojna przyczyniła się do tych wahań. Sytuacja wróci do równowagi dopiero kiedy się ona zakończy.
Paweł Kuroczycki,
redaktor naczelny „Tygodnika Poradnika Rolniczego”