Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło kilka dni temu kolejny punkt programu wyborczego. Jest to „Lokalna półka”, czyli obowiązek, aby markety w swojej ofercie miały minimum 2/3 owoców, warzyw, produktów mlecznych i mięsnych oraz pieczywa pochodzących od lokalnych dostawców. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Brzmi dobrze, ale zdaniem rolników jest to pomysł nie trafiony. Dlaczego? Bo problem nie polega na braku polskich produktów na półkach, tylko na tym, że sieci handlowe wyzyskują rolników, wykorzystując swoją przewagę i płacąc za dostarczone towary jak najniższą cenę.
WIR: już teraz ponad 70 proc. produktów w sklepach pochodzi z Polski
Jak zauważa Wielkopolska Izba Rolnicza, dzisiaj na sklepowych półkach ponad 70 proc. produktów pochodzi z Polski. Oczywiście wyjątkiem są warzywa i owoce sezonowe oraz egzotyczne.
– Nie produkujemy jeszcze ananasów czy kiwi. W pewnych okresach roku sprowadza się pomidory do Polski a w innych eksportuje te same pomidory z Polski. Nie można mówić o zalewie naszego kraju, produktami spożywczymi z importu. To raczej rolnicy z innych krajów Unii Europejskiej, mogą narzekać, że ich rynki zdominowane są przez produkty pochodzące z Polski – zaznacza Wielkopolska Izba Rolnicza.
Sieci handlowe wyzyskują rolników. To jest główny problem
Zdaniem rolników problemem jest presja cenowa wywierana przez sieci na rolników, którzy są najsłabszym ogniwem łańcucha spożywczego.
– Z każdej wydanej przez klienta złotówki, coraz mniejsza część trafia do gospodarstwa rolnego. Efektem presji cenowej jest też pogorszenie jakości produktów, na czym traci konsument. Przemysł spożywczy jest elastyczny a technologie pozwalają dzisiaj na zastąpienie surowca rolniczego, różnego rodzaju substytutami. Sieci mogą sobie pozwolić na taką politykę ponieważ dzisiejszy konsument uwielbia robić tam zakupy. Drastycznie spada liczba niezależnych sklepów spożywczych, a tradycyjne ryneczki w dużych miastach świecą pustkami – ocenia WIR.
WIR apeluje o ustalenie zasad z wszystkimi uczestnikami rynku
W ocenie Izby, zamiast proponować zwiększenie udziału produktów rolnych na sklepowych półkach, należy rozmawiać i ustalać pewne zasady z wszystkimi operatorami rynku.
– Podział środków finansowych generowanych na rynku spożywczym musi być adekwatny do ponoszonych kosztów i ryzyka a nie nastawiony na maksymalizację zysków tylko po stronie sieci detalicznych. Potrzebna jest komunikacja z konsumentami na temat jakości tego co kupują i realnych kosztów produkcji żywności w gospodarstwach rolnych. Należy też budować inne kanały dystrybucji takie jak sprzedaż bezpośrednia czy rolniczy handel detaliczny. Można to robić z samorządami dużych miast i w oparciu o istniejącą ale niewykorzystaną infrastrukturę lokalnych rynków – wyjaśnia Izba i dodaje, że rolnicy powinni współpracować z sobą w ramach grup producentów i spółdzielni rolniczych tak aby oferować na rynku większe ilości standardowych surowców rolnych, lepiej przygotowanych do sprzedaży.
Rolnicy będą musieli czekać na zapłatę za towar nawet kilkadziesiąt dni
Z kolei Unia Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego ocenia, że bardzo trudno będzie wprowadzić więcej lokalnych produktów w sieciach handlowych. Dlaczego? Bo małych lokalnych dostawców nie stać na współpracę z dużymi sieciami handlowymi. Terminy płatności za produkty rolne mogą one sięgać nawet kilkudziesięciu dni. Ciężko więc sobie wyobrazić małego lokalnego dostawcę, który będzie mógł spełnić ten warunek.
– Poza tym towary trafiają przecież najpierw do jednego z centrów dystrybucyjnych, a dopiero potem na sklepowe półki. Oczywiście dostarczanie małych partii towarów do poszczególnych sklepów jest fizycznie możliwe, jednak, jednak najpierw należy policzyć ich koszt. Chciałbym podkreślić, że sam zamysł jest dobrym rozwiązaniem, ale jego wdrożenie może być problematyczne. UPEMI wielokrotnie uczestniczyło w rozmowach pomiędzy sieciami handlowymi, a przedstawicielami resortu rolnictwa i niestety nie wiele one zmieniły – mówi Wiesław Różański Prezes Zarządu Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego.
UPEMI: należy wspierać małe sieci sklepów własnych
UPEMI przekonuje, że warto natomiast zainteresować się wsparciem małych sieci sklepów własnych. Tu towar ma krótszą drogę, mało tego, według badań Polacy wolą kupować mięso w typowych, tradycyjnych sklepach mięsnych. To forma handlu, którą należy wspierać.
AgroUnia od lat postuluje o wprowadzenie polskich produktów w sklepach
Poza tym nowa wyborcza obietnica PiS okazuje się wcale nie taka nowa. Podobny pomysł miała wcześniej AgroUnia.
– Chodziłem, protestowałem, przesiadywałem w ministerstwie na rozmowach. Po to, by wprowadzili 51 proc. polskich produktów w sklepach. Czterech pisowskich ministrów mówiło, ŻE SIĘ NIE DA. Dziś z całym aparatem propagandy, kolejny raz robiąc z siebie i nas idiotów obiecują, że zrobią. To postulat AgroUnii – napisał na Twitterze lider AgroUnii Michał Kołodziejczak.
„Lokalna półka” niezgodna z prawem?
Faktycznie, w 2020 roku Marek Niedużak, ówczesny wiceminister rozwoju ocenił, że zmuszanie wszystkich sieci handlowych w Polsce do zaopatrzenia swoich placówek w artykuły rolno-spożywcze pochodzące od lokalnych producentów budzi wątpliwości w zakresie zgodności z przepisami prawa UE, w tym swobodą przepływu towarów (art. 34 Traktatu o Funkcjonowaniu UE) i swobodą przedsiębiorczości (art. 49 TFUE).
– Podobne rozwiązania wprowadzone w Rumunii w 2016 r. skutkowały wszczęciem przeciw Rumunii postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Przepisy te w praktyce nigdy nie zostały w pełni wdrożone i ostatecznie w bieżącym roku (2020 r. – red.) zostały zmienione przez Parlament Rumunii – informował Niedużak w odpowiedzi na interpelację posła Michała Cieślaka.