Rynek mleka pod presją. Co szykuje Unia Europejska?
Zdecydowanej większości zakładów mleczarskich pomimo pierwotnego zamieszania nie sprawiają one już problemu. Zresztą podstawowy warunek nie był tak trudny do spełnienia i stosowany już od lat przez znaczną liczbę podmiotów skupowych, czyli obowiązek wcześniejszego powiadomienia o cenie, za jaką skupione będzie wyprodukowane w gospodarstwie mleko.
Tymczasem w najbliższym czasie można spodziewać się kolejnych zmian idących dużo głębiej niż to z czym produkujący i skupujący produkty rolne mieli do czynienia. Pierwsze zapowiedzi pojawiły się jeszcze w grudniu ubiegłego roku, a są elementem pakietu zmian zaproponowanych przez nowego unijnego komisarza do spraw rolnictwa Christophera Hansena. Całość propozycji odpowiadającego za rolnictwo urzędnika opiera się o hasło wzmocnienia pozycji rolników w łańcuchu dostaw i jest na tyle zaawansowany, że wymaga zmian we wspólnej organizacji rynku UE. Z tego powodu zostały one już mocno skrytykowane przez międzynarodowe organizacje branżowe oraz stowarzyszenia branżowe w kilku państwach. Przykładowo, niemieckie Stowarzyszenie Raiffaisen, czy Stowarzyszenie Handlu Rolnego nazwały je biurokratycznym potworem.
Nowe przepisy dla producentów mleka – rewolucja czy biurokratyczny potwór?
Na rynku mleka podstawową zmianą byłaby konieczność zawierania pomiędzy skupującym a producentem umów na dostawy, z góry określoną ilością planowanego do dostarczenia mleka surowego oraz ceną, jaka za daną ilość zostanie zapłacona. Obecnie o możliwości stosowania takiego rozwiązania mogą decydować poszczególne państwa.
Obecny komisarz do spraw rolnictwa chce zobligować wszystkie z nich do stosowania opcjonalnych obecnie przepisów. Jeżeli by do tego doszło, to ścisłą kontraktacją – w tym pod względem ilości – objęte byłyby dostawy właściwie wszystkich produktów rolnych.
Z dotychczasowych wypowiedzi zarówno organizacji rolniczych, jak i z tym sektorem powiązanych główną obawę rodzi brak elastyczności w kształtowaniu cen mleka. W związku ze zmiennymi warunkami rynkowymi można by się spodziewać obniżek cen. Żaden zakład skupujący produkty rolne nie pozwoli sobie zakontraktować surowca, skoro mogą one zmienić się diametralnie w ciągu miesiąca, bo z taką perspektywą zazwyczaj spółdzielnie mleczarskie mają do czynienia.
Z krytyką spotkał się również pomysł wskazywania rentowności produkcji w umowach, ze względu na jej wysokie zróżnicowanie spowodowane różnymi warunkami prowadzenia hodowli w poszczególnych państwach czy regionach Unii Europejskiej. Zapis ten jest powodowany propozycją możliwości rozwiązania umowy przez dostawcę produktów rolnych w wyniku utrzymującego się przez sześciomiesięczny okres braku rentowności sprzedaży. Uwarunkowania wiążące się z tym pomysłem są różne w wielu państwach. W większości z nich wiązałoby się to z nowym obowiązkiem.
Z kolei w odniesieniu do polskich producentów mleka, właściwie w 100% gospodarstw wiązałoby się to z wydłużeniem okresów wypowiedzeń przy zmianie podmiotu skupowego, które swoją drogą są w naszym kraju dość liberalne, szczególnie w porównaniu do państw tak zwanej starej Unii, gdzie zmiana spółdzielni wiąże się zazwyczaj z rocznym okresem wypowiedzenia. Wynika to przede wszystkim z faktu istnienia pojęcia rolnika indywidualnego, które w małym stopniu występuje w wielu krajach unijnych, a samo gospodarstwo rolne jest w nich traktowane jako przedsiębiorstwo.
Międzynarodowa krytyka zmian Komisarza Hansena – co mówią Niemcy i inne kraje?
Krytycy pomysłów Hansena wskazują, że proponowane zmiany prawdopodobnie w małym stopniu, o ile w jakimkolwiek, wpłyną na pozycję rolnika, ze względu na to, że bardzo mała ich liczba sprzedaje swoje produkty bezpośrednio do sieci handlowych. Zazwyczaj odbywa się to przez spółdzielnie, w których są zrzeszeni. Z toczącej się dyskusji wynika jednak, że na problem stosowania nieuczciwych praktyk handlowych przez sieci detaliczne, jak na razie pomysłu nie ma. Próby rozwiązania tego problemu kończą się na etapie wezwań nowo powołanego komisarza do Komisji Europejskiej o zajęcie się tym obszarem.
Z komentarzy organizacji rolniczych funkcjonujących w Europie Zachodniej można wywnioskować, że wprowadzenie zmian związanych z usztywnieniem rynku mleka stawia na przegranej pozycji właściwie wszystkich poza handlem. Rodzą się obawy o zamrożenie cen w wyniku przykładowo ustalenia ich z góry na roczny okres. Ponadto wraca temat tak zwanych cenników A i B, przy stosowaniu których nadwyżki wyprodukowanego poza zakontraktowaną ilością mleka byłyby traktowane jako odrębna dostawa podlegająca kolejnej kontraktacji po niższej już cenie.
Szczególne poruszenie w związku z propozycjami wybuchło w Niemczech. Nietrudno doszukać się jego źródeł. Ze strony dwóch tamtejszych organizacji wielokrotnie padały propozycje centralnego regulowania produkcji w UE. Powód takiego działania jest dość logiczny, ponieważ, jak stwierdzają pomysłodawcy, głównym problemem rynku mleka i produktów mleczarskich jest nasycenie surowcem, czyli ogromna nadprodukcja w kilku krajach. W dużym stopniu dotyka ona również polskich producentów, jednak w jeszcze większej skali niemieckich. Stąd ten pomysł systemowego ograniczania podaży ilości mleka surowego na rynku.
Nowe propozycje byłyby tej opcji sprzyjające, ponieważ ze względu na ściśle określoną w umowach ilość dostaw rolnicy bardziej ostrożnie podchodziliby do powiększania stad i zwiększania produkcji. Wszystko to powiązane byłoby z systemem wczesnego ostrzegania przed zbliżającym się kryzysem na rynku. Pomysł właściwie nie jest zły w założeniu, jednak ma kilka bardzo słabych punktów. Coraz więcej produktów w obrocie międzynarodowym właściwie posiada już cenę dnia lub tygodnia, a nie odnoszącą się do platform giełdowych jak nowozelandzkie GDT. Zresztą nawet ona sama w coraz większym stopniu przenosi handel na alternatywne wobec niej platformy, które umożliwiają szybką sprzedaż i zakup.
Francja i Hiszpania już mają podobne przepisy. Czy faktycznie chronią one rolników?
Proponowane przez komisarza Hansena przepisy stosowane są właściwie tylko w dwóch państwach unijnych. Są to Francja i Hiszpania. Z tamtejszych doświadczeń wynika, że nie nastąpił właściwie żaden postęp w ochronie pozycji negocjacyjnej producentów rolnych. Wspomniane Niemcy, gdzie głosy krytyki słychać najmocniej, podnoszą argument, że w ich wypadku, gdzie występuje większa swoboda w określaniu cen, otrzymują oni wyższe zapłaty za mleko niż w sąsiadującej z nimi Francji, gdzie seria biurokratycznych ograniczeń chroni dochody rolników.
Artur Puławski