Jelenie w rzepaku na plantacji rzepaku rolnika z Lubelszczyzny
– Ciekawe, co w takim razie robił przedstawiciel koła w kombajnie na mojej plantacji i dlaczego pisał protokół? – zastanawia się rolnik ze Strzelc-Kolonii w powiecie chełmskim, którego rzepak na stanowisku pod lasem upodobały sobie jelenie.
Zacznijmy od początku. Kamil Dowierciał skontaktował się z redakcją TPR w połowie lipca. To hodowca bydła mięsnego i mlecznego, dostawca OSM w Krasnymstawie.
Do pierwszego szacowania w jego rzepaku doszło wiosną.
– Przyjechał przedstawiciel Koła Łowieckiego Pogoń z siedzibą w Warszawie, które dzierżawi ten teren – mówi pan Kamil. – Potwierdził szkody w rzepaku w pasie przy lesie o wymiarach około 150 × 340 m, czyli na 5 ha. Zaproponował, żebym się umówił na ostateczne szacowanie, gdy będę kosił rzepak. Mieliśmy porównać wysokość plonu w części plantacji, gdzie wówczas szkód nie było, z plonem z pasa przy lesie. Na podstawie różnicy miała być określona wysokość strat obok lasu (całość tej plantacji to około 15,5 ha).
Pan Kamil mówi, że na tym stanęło. I dodaje, że nie dostał protokołu z tego szacowania.
– Nie pierwszy raz zresztą. Gdy rok temu miałem szkody w jęczmieniu, a koło jakoś ich nie dostrzegało, też nie otrzymałem protokołu – mówi Kamil Dowierciał. – Przysłali go w końcu po miesiącu. Miałem się odwoływać do nadleśnictwa, ale powierzchnia była niewielka, więc w końcu machnąłem ręką.
Spotkali się na polu. Do porozumienia nie doszło
Wracamy do tegorocznego rzepaku. Rolnik relacjonuje, że 4 lipca (czyli w czwartek) wysłał listem poleconym wniosek o szacowanie ostateczne oraz o szacowanie nowych szkód, które pojawiły się na plantacji rzepaku od marca. Wykupił opcję śledzenia przesyłki w Internecie.
– Ponieważ w poniedziałek list wciąż nie był dostarczony, zadzwoniłem do myśliwego z koła, który był na pierwszym szacowaniu. Poinformowałem, że wysłałem wniosek o ostateczne szacowanie – opowiada rolnik.
– 11 lipca myśliwy zadzwonił z pytaniem, kiedy będę kosił rzepak – kontynuuje pan Kamil. – Powiedziałem, że dziś koło południa. Spotkaliśmy się na polu, myśliwy wsiadł do kombajnu.
Kamil Dowierciał opowiada, że po skoszeniu jednego pasa do lasu i z powrotem przedstawiciel koła „już wiedział”, jakie szkody wyrządziła zwierzyna na całym ponad 15-hektarowym stanowisku.
– Stwierdził, nie wiedzieć czemu, że szkoda na całej plantacji to zaledwie 2,5 tony. Nie z hektara, tylko na całej jej powierzchni – mówi rolnik. – Dlaczego tak mało? Nie wiem. Mówił coś, że ziemia przy lesie jest słabsza, więc i plon tam, gdzie szkody są największe, i tak byłby niski.
Pan Kamil opowiada, że kosił dalej. W tym czasie myśliwy miał pisać w samochodzie protokół.
– Niczego nie podpisałem. Wydaje mi się, że ta propozycja ze stratą w wysokości 2,5 tony wynikła z tego, że w kole się pomylili. Byli przygotowani na dużo mniejszą plantację i w związku z tym na dużo niższą wypłatę. Myśliwy bardzo się zdziwił, że ten najbardziej zniszczony kawałek przy lesie ma 5 ha, a nie 0,5 ha. Jeszcze przy mnie w kombajnie przeliczał obszar na kalkulatorze.
Ponieważ alerty pogodowe zapowiadały burze, rolnik wykosił większość rzepaku, nie czekając, aż grad mu go wymłóci. Został tylko wąski pasek przy lesie, najbardziej zniszczony przez zwierzęta.
Rzepak na zdjęciach z drona: „To stary czy nie mój?” – pyta rolnik
– Dzień czy dwa później wysłałem myśliwemu film z drona, który na plantacji wykonał mój brat. Z góry najlepiej widać szkody. Myśliwy odpisał SMS-em: „Stary film, tak kiedyś było”. A potem: „Ale to raczej nie pana rzepak”.
– To stary czy nie mój? – irytuje się rolnik, który uznał, że w sytuacji gdy zarzuca mu się oszustwo, nie ma o czym rozmawiać z myśliwym z koła i trzeba odwołać się do nadleśnictwa.
Sprawa nie trafiła do najbliższego nadleśnictwa, w Strzelcach, ponieważ nadleśniczy jest członkiem tego właśnie koła i musiałby decydować we własnej sprawie.
Konflikt rolnik-koło łowieckie. Co na to nadleśnictwo?
O komentarz poprosiliśmy Leszka Dmitrocę, nadleśniczego Nadleśnictwa Mircze, które ostatecznie zajęło się sprawą. Powiedział m.in., że w swojej praktyce rozpatrywania odwołań dotyczących szacowania szkód łowieckich nie spotkał się jeszcze z sytuacją, w której nie ma podstawowych dokumentów.
– Nie otrzymaliśmy ani wniosku o ostateczne szacowanie, ani protokołu tego szacowania z koła łowieckiego – mówi nadleśniczy. – Albo więc koło zaniedbało procedury, albo szwankuje komunikacja między kołem a rolnikiem.
Gdy skontaktowaliśmy się ponownie, nadleśniczy był już po konsultacji z prawnikami, zapoznał się też z dokumentami, które przedstawili rolnik i koło łowieckie.
Jaką podjął decyzję?
– Należy nadmienić – mówi nadleśniczy – że wniosek rolnika do koła o szacowanie ostateczne był wysłany bez potwierdzenia odbioru (papierowe potwierdzenie odbioru wracające do nadawcy nie jest tym samym co możliwość śledzenia przesyłki na stronie, którą zastosował pan Kamil – przyp. redakcji). Koło odebrało wniosek ze skrzynki pocztowej z dużym opóźnieniem (według informacji koła), gdy rolnik złożył już odwołanie do nadleśnictwa.
Pomimo powyższego, w tym niedostarczenia protokołu ostatecznego szacowania z koła łowieckiego, Nadleśnictwo Mircze zdecydowało o przeprowadzeniu szacowania w trybie odwoławczym w tej sprawie, ponieważ mijał ostateczny termin do podjęcia czynności nakazanych w ustawie. Nadleśniczy podkreśla, że brak protokołu szacowania ostatecznego jest w tej sytuacji bardzo dużym utrudnieniem proceduralnym. I dodaje:
– Jednak interpretacja sądów, które wypowiadały się w podobnych sprawach, wskazuje, że nadleśnictwo mimo to powinno szacowanie przeprowadzić. Wyznaczyłem już jego termin.
Pan Kamil komentuje:
– Nie rozumiem tych tłumaczeń koła i nadleśniczego. Jakie to ma znaczenie, czy dostałem potwierdzenie dostarczenia czy odbioru? Otrzymałem informację zwrotną, że poczta dostarczyła list pod wskazany przez koło adres 9 lipca. Myśliwi powinni codziennie odbierać pocztę ze swojej skrzynki, a nie raz na kilka dni. Miałem też kontakt telefoniczny z kołem. To zresztą nie pierwsza taka sytuacja. Kiedyś list czekał na odbiór ze skrzynki dwa tygodnie, bo ktoś był na urlopie.
Myśliwy nadal kwestionuje wiarygodność filmu z drona
Skontaktowaliśmy się z myśliwym z KŁ Pogoń, który był w rzepaku pana Kamila wiosną, a następnie w lipcu. Zastrzegł sobie, żeby nie podawać w artykule jego imienia i nazwiska. Rozmawialiśmy przed decyzją Nadleśnictwa Mircze. Co powiedział?
Myśliwy przyznaje, że był na miejscu w lipcu po telefonie od pana Kamila, ale przed wpłynięciem do koła pisma z wnioskiem o szacowanie. Odebranie listu miało, według niego, nastąpić 16 lipca.
Myśliwy stoi na stanowisku, że 11 lipca nie odbyło się szacowanie. Co się zatem odbyło?
– Pojechałem na miejsce, ponieważ chcieliśmy jako koło ugodowo załatwić sprawę. Tak, żeby pan Kamil mógł wykosić rzepak bez czekania na wpłynięcie jego podania na warszawski adres koła. Zaproponowaliśmy mu wysoką kwotę, ale się nie zgodził. Chciał wyższą. Nie było szacowania ostatecznego, nie było więc i protokołu szacowania ostatecznego.
Przedstawiciel koła mówi, że będąc na polu w lipcu, chciał przygotować ugodę z proponowaną przez koło kwotą.
– Jednak pan Kamil powiedział, że niczego nie podpisze i że plon był o 100% wyższy. Dzwoniłem potem do pana Kamila, już po wpłynięciu podania o ostateczne szacowanie. Chciałem się na nie umówić. Ale rolnik twierdzi, że szacowanie ostateczne się odbyło, gdy byłem u niego z propozycją ugody. Wykosił większość rzepaku i odwołał się do nadleśnictwa.
Zapytałem przedstawiciela koła łowieckiego o argument, zgodnie z którym pod lasem jest gorsza gleba, a w konsekwencji słabszy plon.
– Po sąsiedzku rośnie kukurydza. W głębi pola jest ładna, pod lasem gorsza. Stąd wniosek, że pod lasem jest słabsza gleba – odpowiada myśliwy. – Dochodzą też inne czynniki, takie jak zacienienie w pobliżu lasu, które mają wpływ na obniżenie plonu.
A co z kwestionowaniem filmu z drona?
– Oczywiście to nie jest film z tego roku – przekonuje myśliwy. – Jeździłem z panem Kamilem kombajnem w dniu, gdy chciałem zawrzeć ugodę, i widziałem tę uprawę. To jest wszystko do sprawdzenia, bo jeśli pan Kamil ma oryginalny plik nagrania, to wiadomo, kiedy powstało.
Dopytuję jeszcze o brak protokołu z pierwszego szacowania wiosną.
– Pan Kamil sam go nie chciał – twierdzi przedstawiciel koła.
Kamil Dowierciał mówi, że nie odpuści.
– Przedstawiciel koła łowieckiego chce zrobić ze mnie naciągacza czy oszusta. Nie pozwolę na to. Mam też inne zastrzeżenia do pracy tego koła i zamierzam doprowadzić do ich wyjaśnienia – zapowiada hodowca.
Do sprawy wrócimy.