Kombajn rozebrany do ostatniej śrubki
– Ojciec nieco za tego Bizona przepłacił, ale takie to były czasy, że używane maszyny były droższe niż nowe po cenach fabrycznych – wspomina dziś pan Krzysztof.
Nowy, wymarzony nabytek rolnicy pieczołowicie wyremontowali.
– Rozebraliśmy kombajn do ostatniej śrubki. Została z niego tylko skorupa, którą zresztą odmalowaliśmy. Wszystko zostało przez nas przejrzane, sprawdzone, a to co było niesprawne wymienione i Bizon w zasadzie bezawaryjnie służył przez kolejne 30 lat. Dokonywaliśmy w nim tylko przedsezonowych przeglądów, wymieniając i konserwując to, co należało – dodaje Krzysztof Żok.
Kredyt zaciągnięty na Bizona mógł dobić gospodarstwo
Ojciec pana Krzystofa nie miał na podorędziu odpowiedniej ilości gotówki, którą mógłby zapłacić za kombajn. Zaciągnął więc kredyt na zakup tej maszyny. Był listopad 1989 r., stary ustrój i system gospodarczy zaczynał upadać. 31 grudnia 1989 r. ówczesny prezydent Wojciech Jaruzelski podpisał 10 ustaw tworzących tzw. Plan Balcerowicza, w tym tę o uporządkowaniu stosunków kredytowych, która pozwoliła bankom zmienić oprocentowanie ze stałego na zmienne i wiązała to oprocentowanie z inflacją. Na początku stycznia okazało się, że kredyt na kombajn może dobić gospodarstwo. Rolnicy sprężyli się więc, sprzedali to, co mogli sprzedać, w tym część żywego inwentarza (m.in. 300-kilogramowe byczki) i kredyt spłacili do 15 stycznia. Balcerowicz ich nie dopadł, ale jak przyznaje pan Krzysztof, wyszli z tych opałów mocno osłabieni.
– Wielu ludzi gospodarujących w naszej okolicy, którzy nie mogli poradzić sobie z rosnącym zadłużeniem, popełniło wówczas samobójstwa – wspomina Krzysztof Żok.
Po tych gorzkich doświadczeniach przyszedł wreszcie radośniejszy moment, kiedy rolnicy przystąpili do żniw w 1990 r. po raz pierwszy z własnym kombajnem. Był to zarazem pierwszy prywatny kombajn w wiosce.
– Przed każdym sezonem kombajn jest przeglądany, co skutkuje bezawaryjną pracą. Jego wyjątkowość polega na tym, że przez 32 lata obsługiwał go jeden kombajnista, czyli mój ojciec, który nigdy się na nim nie zawiódł – dodaje Damian.
Do dziś nie brakuje części do Bizonów, brakuje natomiast fachowów
Z czasem SKR, który sprzedał rolnikom Bizona przestał istnieć. Do gospodarstwa trafiły jeszcze przyczepy i beczka. Jak przyznają rolnicy, do dziś nie ma problemu z częściami do Bizonów i można kontynuować pracę, ale narasta problem z fachowcami, którzy mogliby obsługiwać takie maszyny. Od dwóch lat w ich gospodarstwie pracuje już nowy kombajn.
– W pobliżu jest jeszcze jeden człowiek, który potrafi od ręki ustawić sprzęgło lub hamulce w Bizonie, ale przecież czas płynie nieubłaganie. Jak długo ten wiekowy specjalista będzie jeszcze w stanie świadczyć usługi? – pyta Damian Żok. – Dziś, do nowoczesnych kombajnów przyjeżdżają fachowcy, podłączają komputer i znajdują usterkę. A w Bizonie?
Rolnicy w swoim gospodarstwie zajmują się produkcją zwierzęcą. Produkują opasy, około 120 szt. oraz tuczniki w cyklu otwartym, około 800 szt. w jednym rzucie. Siano dla krów i zboże dla tuczników produkują na około 80 hektarach (z dzierżawami).
– Ojciec gospodarzył na 20 hektarach, nie miał żadnych dopłat, a więcej inwestował niż my dzisiaj. Bez dopłat i dotacji gospodarstwo funkcjonowało nie gorzeja a lepiej – pan Krzysztof podsumowuje dzisiejszą sytuację rolnictwa, widzianą z perspektywy jego gospodarstwa i dodaje gorzką refleksję: Zazdroszczą rolnikom, że jeżdżą zachodnimi ciągnikami i kombajnami, ale gdzie są polskie Bizony i Ursusy, dlaczego dziś nikt ich już nie produkuje?