Wilki zaczynają regularnie gościć w oborach, a rolnikom nie są przyznawane odszkodowania za zagryzione zwierzęta
Jednak nie odszkodowanie jest tu najważniejsze, wszak na mieszkańców okolicznych wiosek padł blady strach, boją się o bezpieczeństwo własne i swoich rodzin. Niektórzy sugerują, że nie były to wilki, tylko zdziczałe bezpańskie psy, jednak lekarze weterynarii wezwani do gospodarstw po oględzinach zagryzionych cieląt potwierdzają, że wszystko wskazuje, że to jednak wilki. Dowodzą tego miejsca pogryzienia oraz metoda postępowania – zabicie poprzez uduszenie, a następnie sposób wypatroszenia. Potwierdza to również wezwany na miejsce specjalista ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie – lek. wet. Maciej Perzyna.
– Tropy, jakie udało nam się znaleźć w gospodarstwach, na których doszło do ataków, są typowe dla wilków. Wskazują one na grupę do 6 osobników, w tym 3 dorosłych i 2–3 tegorocznych. Sposób zabijania zwierząt gospodarskich oraz rany pozostawione na ofierze przez wilki i przez psy różnią się od siebie. Wilki mają też inny sposób żerowania niż psy. Rany na cielaku, którego oglądałem, są typowe dla wilków. Wilki gryzą ofiarę w pachwinę, tak aby otworzyć jamę otrzewną, co prowadzi do wysypania jelit. Wilki wysoko sobie cenią narządy wewnętrzne, natomiast psy żerujące na zwierzętach skupiają się na mięśniach zadu. To zachowanie jest daleko niepokojące. Wilki bardzo śmiało sobie poczynają. W kilku miejscach dość regularnie wchodzą do obór, wybierają najmniejszą sztukę i ją wywlekają. Zebraliśmy próbki do badań genetycznych, wiem, że takie próbki pobrała na jednym z gospodarstw również Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (RDOŚ). Sam nie mam jeszcze źródła finansowania na przeprowadzenie takich badań, ale czekamy na wyniki badań z RDOŚ-u, których jestem bardzo ciekawy. Bardzo ważne jest ustalenie, czy są to czyste genetycznie wilki, czy może pomieszane z psami. Bo jeśli jest to hybryda, należy ją wyeliminować z powodu ochrony czystości genetycznej przyrody. Porozstawiałem też kilka fotopułapek, ale jeszcze ich nie sprawdzałem. Niepokojące jest dla mnie również to, że RDOŚ w Ostrołęce nie przyznaje rolnikom odszkodowań z takiego tytułu, że zwierzęta nie były pod dostatecznym nadzorem, ponieważ drzwi do obory były uchylone itp. O ile nie ma konkretnej definicji pełnego nadzoru, o tyle obora to przestrzeń życiowa bydła, a nie wilka. Jeżeli wchodzi tam dzikie zwierzę, to jest w niewłaściwym miejscu. Tym bardziej, że znam przypadki, w których inne Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska przyznawały odszkodowania za zagryzione bydło i owce na pastwisku, gdzie za zachowanie dozoru uznano pastuch elektryczny. Jako lekarz weterynarii muszę też podkreślić, że zamykanie bydła na cztery spusty podczas letnich upałów to granda i działanie na szkodę ich zdrowia oraz obniżenie wydajności – powiedział lek. wet. Maciej Perzyna – pracownik Katedry Dużych Zwierząt z Kliniką w SGGW w Warszawie.
Brak jałówki – brak odszkodowania?
W gospodarstwie Rafała i Waldemara Częścików ze wsi Olszewiec (gm. Czernice Borowe) doszło do zagryzienia około 3-miesięcznej, 100-kilogramowej jałówki rasy hf w nocy z 19 na 20 lipca br. Została ona wyciągnięta z kojca w wiacie, w którym przebywało ok. 10 jałówek zbliżonych do siebie wiekowo.
– O 5 rano wstałem doić krowy, ale zanim doszedłem do obory, po drodze wstąpiłem do wiaty z jałówkami i ku mojemu zdziwieniu jedna z nich była cała poszarpana, częściowo zjedzona, z wypatroszonymi wnętrznościami. Wszystko wskazywało na atak wilka, co zresztą potwierdził wezwany na miejsce lekarz weterynarii. Najgorsze jest to, że ślady krwi były nawet pod samym domem, to znaczy, że wilk podszedł aż tak blisko. Boimy się o siebie i swoje rodziny. Od razu tego samego dnia zgłosiłem sprawę do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Ostrołęce. Jednak otrzymałem pismo z odmową wypłacenia odszkodowania, ponieważ ich zdaniem obora czy też wiata powinny być szczelnie zamknięte po zachodzie słońca. Przecież my nie możemy czegoś takiego zrobić, zwłaszcza podczas letnich upałów, gdzie bydłu doskwiera stres cieplny. Obiekty inwentarskie muszą być dobrze wietrzone i wentylowane. W oborze mamy obszerne, boczne kurtyny, które kosztowały niemało, i teraz w upały mamy je zamykać? Przecież to absurd – powiedział Rafał Częścik.
W piśmie z RDOŚ-u, które otrzymał Waldemar Częścik – ojciec Rafała, bo to na seniora była zarejestrowana jałówka, czytamy m.in.: „Podczas wizji stwierdzono, że wiata nie jest odpowiednio zabezpieczona i nie chroni zwierząt przed atakiem drapieżników, ponieważ nie posiada ściany bocznej i przedniej. Konstrukcja wiaty przylega z dwóch stron do obory, natomiast pozostałe dwie strony wiaty to drewniane ogrodzenie zmontowane z desek. Gospodarstwo (budynki, wiata, obora) nie jest ogrodzone. W związku z powyższym Poszkodowany nie posiada zabezpieczenia, które chroniłoby bydło przed wilkami. (…) Biorąc pod uwagę powyższe oraz fakt, że zastosowane zabezpieczenie zwierząt w nocy, tj. od zachodu do wschodu słońca – nie chroni ich przed atakiem, uznano, że odszkodowanie z tytułu szkód wyrządzonych przez wilki w pogłowiu zwierząt gospodarskich Panu nie przysługuje.”
Wilki wracają w miejsca ataku
W gospodarstwie Przemysława Marchlińskiego ze wsi Grójec (gm. Czernice Borowe) miały miejsce aż 3 ataki na przestrzeni kilku tygodni, niestety każde z tych zajść kończyło się tragicznie. Rolnik stracił już 3 sztuki bydła. Ten przykład pokazuje, że wilki wracają w miejsca, gdzie natrafiły na łatwą zdobycz. Jest to niepokojące i potęguje strach wśród okolicznych hodowców bydła.
– Straciłem już 3 sztuki bydła, a RDOŚ nie chce przyznawać odszkodowań. Nie dość, że ceny mleka spadają, spadają też ceny żywca wołowego, to jeszcze mamy straty związane z atakami wilków, na które właściwie nie mamy wpływu. Przecież latem nie zamknę szczelnie obory, bo zwierzęta będą najzwyczajniej chorować z powodu przegrzania. Pierwszy atak miał miejsce 21 lipca i ofiarą padło niespełna tygodniowe cielę, zagryzione w oborze. Po 3 tygodniach wilki wróciły i kolejne cielę wyciągnęły z kojca na zewnątrz, na łąkę. Ostatni atak powtórzyły po dwóch dniach, gdzie również cielę znalazłem na łące. Za każdym razem cielęta miały wypatroszone i w dużej mierze zjedzone wnętrzności. Sprawę zgłosiłem do wójta naszej gminy Czernice Borowe. Co ciekawe, aby wilki mogły wyciągnąć cielęta, musiały przejść ponad 20 metrów przez korytarz w oborze pełnej krów. Szukały najsłabszych sztuk, które się nie broniły. Teraz strach jest iść w nocy do obory. Najpierw podjeżdżam samochodem z zapalonymi światłami, sprawdzam teren na ile mogę i dopiero wychodzę – powiedział Przemysław Marchliński.
Rolniczka obroniła cielaka, którego zaatakował wilk
Tylko jeden z ataków nie zakończył się stratą bydła, ponieważ w nocy obudziła się mama gospodarza – Elżbieta Roman i postanowiła sprawdzić, co takiego wydarzyło się w oborze.
– 18 sierpnia obudziłam się o godzinie 1:00 w nocy i usłyszałam przeraźliwy ryk bydła. Pomyślałam, że urwał się byk. Pobiegłam do obory i patrzę, że wilk atakuje cielaka. Wystraszyłam się i głośno krzyczałam, a wilk po prostu uciekł. Cielak był pogryziony i przyduszony, ale przeżył. Jestem pewna, że to był wilk, a nie pies – powiedziała Elżbieta Roman.
– O całym zajściu powiadomiłem telefonicznie RDOŚ w Ostrołęce i od razu mi odpowiedziano, że mogą przyjąć zgłoszenie, ale odszkodowania na pewno nie dostanę. Cała sytuacja jest stresująca, bo przecież mama też była narażona, boimy się o bezpieczeństwo i życie naszej rodziny – powiedział Rafał Roman.
W powiecie przasnyskim doszło już do 11 ataków wilków na bydło
Do tej pory hodowcy bydła z terenu powiatu przasnyskiego zgłosili do RDOŚ-u lub do władz samorządowych oraz myśliwym 11 ataków wilków, podczas których zagryziono 10 sztuk bydła. Ataki miały miejsce w 7 gospodarstwach, w takich miejscowościach, jak: Grójec, Olszewiec, Węgra, Rudno Jeziorowe i Ożumiech.
Wszystkie zaistniałe ataki skrupulatnie odnotowuje i zajmuje się nimi myśliwy oraz radny gminy Płoniawy-Bramura Rafał Niestępski, który m.in. użycza rolnikom fotopułapek, tak aby kolejne ataki zostały nagrane.
– Problem z wilkami na terenie powiatu przasnyskiego nasilił się od początku lipca. Wilki w Polsce od 28 lat są pod ścisłą ochroną, dlatego też jako myśliwi z tych terenów, gdzie dzieją się ataki, nie możemy nic zrobić. Dorosły wilk w zależności od pory roku i ilości potomstwa musi zjeść od 4 do 8 kg mięsa na dobę. Zauważamy od dłuższego czasu drastyczny spadek zwierzyny w łowisku. Stąd też wzięły się ataki w gospodarstwach, gdzie wilki mają darmową „stołówkę”. Ataki powtarzają się w okręgu o średnicy do 16 km. Jako radny Gminy Płoniawy-Bramura już w marcu tego roku apelowałem na piśmie do Gminy o problemach z wilkami. Wójt gminy apelował dalej do RDOŚ-u. 5 sierpnia na pograniczu gminy Krasnosielc i Płoniawy-Bramura nastąpił atak przez dwa wilki na kobietę jadącą rowerem przez las. Na szczęście nic się nie stało, obrona odbyła się za pomocą roweru. Czy musi dojść do tragedii, aby w końcu ktoś zrozumiał istniejący problem? Wilki są potrzebne, ale nie w takich ilościach, jakie mamy obecnie. Liczebność wilka wymknęła się spod kontroli, a problemy z tymi zwierzętami są we wszystkich okolicznych gminach – powiedział Rafał Niestępski.