Wstrząsający widok zastali rolnicy
– Wieczorem 10 lipca jak zwykle zamykałam chlewnię i robiłam obchód. Zawsze zwracam uwagę na włączone: prąd, klimatyzatory, wentylację – bo to są najważniejsze elementy. Załączyliśmy alarmy i poszliśmy spać. Rano mieliśmy odstawić do Zakładów Mięsnych Skiba 180 tuczników. Kolejne miały iść w następnym tygodniu. To, co zobaczyłam, otwierając chlewnię rano, było wstrząsające. Nikomu nie życzę takich widoków. Cały trud, cała nasza praca legły w gruzach – mówi Hanna Szypryt.
Wraz z mężem Grzegorzem prowadzi 65-hektarowe gospodarstwo specjalizujące się w hodowli i produkcji trzody chlewnej. Świniom podporządkowane są wszystkie pozostałe segmenty produkcyjne gospodarstwa. Na potrzeby ich żywienia zboże jest dokupowane.
– Straciliśmy wiele miesięcy naszej ciężkiej pracy. W tym roku nie będziemy kupować zboża. To, które mieliśmy na paszę, już sprzedaliśmy – informuje Hanna Szypryt.
Gospodarstwo przed 10 lipca produkowało około 3,5 tys. tuczników w cyklu zamkniętym. Utrzymuje 150 loch. Budynki inwentarskie są bardzo nowocześnie wyposażone i mają mnóstwo rozwiązań elektronicznych, które ułatwiają prowadzenie produkcji i przyczyniają się do zwiększenia dobrostanu zwierząt.
System alarmowania działał poprawnie?
– Wszystkie budynki są zabezpieczone i wyposażone w systemy alarmowe. Kiedy dzieje się coś nieodpowiedniego, jesteśmy o tym informowani. Wyje syrena w domu, ale dodatkowo jest także karta GSM, która wysyła nam informacje na telefony. W ubiegłym roku 20 czerwca była burza. Spalił nam się centralny moduł zbierający informacje z czujników będących na wyposażeniu chlewni. Nie nadawał się do naprawy, więc firma obsługująca nasze systemy bezpieczeństwa kupiła nowy, rozszerzony moduł z większą liczbą funkcji – wspomina Hanna Szypryt.
Moduł był nowoczesny, rolnicy nie oszczędzali na wyposażeniu i zawsze starali się wprowadzać kolejne rozwiązania. Systemy alarmowe ułatwiały pracę, ponieważ rolnicy zawsze byli informowani o tym, w którym miejscu i w jakim budynku dochodzi do awarii. Dzięki temu mogli natychmiast reagować.
– System dawał informację o tym, czy coś się dzieje w chlewni macior, czy na tuczarni. Po tym, kiedy wydarzyła się ta tragedia, o pomoc poprosiliśmy inną firmę obsługującą inwentarskie systemy elektroniczne. Specjalista podpiął laptop, wprowadził odpowiednie kody i okazało się, że technik, z którym wcześniej współpracowaliśmy, zablokował w module dwa kanały informujące o zaniku prądu w chlewni macior oraz tuczarni. Kiedy specjalista je odblokował, mąż zrobił test. W tuczarni wyłączył bezpiecznik i odciął dopływ prądu. Alarm włączył się natychmiast. W domu nie można było rozmawiać. Dostaliśmy też powiadomienia na telefon. Dzwonił jeden i drugi. Wszystko działało, jak należy. Jesteśmy załamani tą sytuacją. A przecież technikowi prowadzącemu jednoosobową działalność gospodarczą, który nas przez lata obsługiwał, zawsze płaciliśmy tyle, ile chciał za wykonane usługi i dostarczony sprzęt. Nie prowadziliśmy nigdy negocjacji. Zwierzęta to u nas priorytet – opowiada Hanna Szypryt.
Od czego padły tuczniki?
Dwóch lekarzy weterynarii stwierdziło, że tuczniki padły z powodu braku tlenu. W chlewni znajdowało się ich 988 szt. Gotowych do dostawy do zakładów mięsnych było około 460 szt. Producenci utrzymują je do wagi handlowej wynoszącej 128 kg. Pozostałe miały wagę około 60–80 kg. W tuczarni znajdowało się także 40 loszek, gdyż do dalszego rozrodu są produkowane samodzielnie w gospodarstwie.
Dla przeciętnego zjadacza schabowego uduszenie się z powodu braku tlenu niemal tysiąca zwierząt wydaje się nieprawdopodobne. Okazuje się jednak, że nowoczesne gospodarstwo zajmujące się produkcją trzody chlewnej pod względem bezpieczeństwa sanitarnego ma wyższe rygory i standardy niż niejedna placówka opieki medycznej. Chlewnie nie mają bezpośredniej styczności z powietrzem atmosferycznym z zewnątrz. Wymiana gazowa jest prowadzona w oparciu o system filtrów, wentylatorów i klimatyzatorów. W październiku i marcu w gospodarstwie była przeprowadzona kontrola. Inspektorzy stwierdzili nieszczelność przy drzwiach. Dali dwa tygodnie na usunięcie usterki pod rygorem wydania zakazu prowadzenia dalszej produkcji. Hodowcy zobowiązani są do bieżącej kontroli urządzeń i wyposażenia budynków. Szczelność zaś obowiązuje ze względu na surowe wymogi związane z bioasekuracją.
– Budynki inwentarskie są szczelne i odseparowane od powietrza. Jest to obowiązek wynikający z zasad bioasekuracji, które chronią przed ASF. Powietrze jest zasysane przez klimatyzatory zasilane wentylatorami. Wchodzi ono przez drobne kratki filtrujące. Wentylatory mają klapy. Kiedy wentylator działa, klapy się otwierają i następuje cyrkulacja. Kiedy prądu nie było, klapy pozostały zamknięte i świnie się udusiły – tłumaczy Hanna Szypryt.
Na wyposażeniu gospodarstwa znajdują się generatory prądu, na wypadek braku dostaw energii elektrycznej, załączające się automatycznie. Błąd w module sterującym i wyłączenie funkcji informacji o zaniku dostawy prądu spowodował, że doszło do katastrofy.
Ruszyła pomoc dla hodowców trzody chlewnej
W pomoc hodowcom zaangażowali się sąsiedzi, znajomi i inni producenci trzody chlewnej. W Koronowie doszło także do spotkania, podczas którego omawiane były formy i sposoby udzielenia pomocy oraz zebrania środków finansowych. Trwa także zbiórka pieniędzy.
– Biorąc pod uwagę wielkość strat, to niewiele pieniędzy, ale moje gospodarstwo deklaruje wsparcie w wysokości 10 tys. zł. Proszę tylko o informację, jak i gdzie przelać pieniądze – powiedział Antoni Parszuta, który prowadzi gospodarstwo w Mąkowarsku.
” allowfullscreen=”allowfullscreen”>
Przekazanie bonu na dodatki paszowe w wysokości kilkunastu tysięcy złotych zadeklarował także Seweryn Michalski, doradca żywieniowy firmy Wipasz.
Hodowcy sprzedają tuczniki do ZM Skiba, które nie pozostawiły ich bez wsparcia. Udzieliły pomocy prawnej, a Patrycja Skiba, szefowa działu skupu, przeprowadziła kampanię informacyjną o zbiórce pieniędzy.
– Współpracujemy z małżeństwem Szyprytów od lat. Nawet sobie nie wyobrażałam, że zostaną bez pomocy. To są po prostu moi przyjaciele. Dostarczają nam tuczniki wysokiej jakości. W sprawach produkcyjnych rozmawiamy niemal codziennie. Każdy normalny człowiek tak by postąpił. Z wieloma hodowcami, z którymi współpracujemy, utrzymujemy bliskie relacje. Z wieloma jesteśmy związani od 20 lat. To są związki znacznie bliższe niż biznesowe. Ja się nie boję, że oni odejdą, oni nie martwią się, że my ich zostawimy – powiedziała nam Patrycja Skiba.
Tomasz Ślęzak
fot. T. Ślęzak