Kryzys na rynku zbóż to tsunami, które będzie trwało aż 3 lata!

Problem z zalewaniem naszego rynku produktami rolnymi z Ukrainy

Pomimo że eksperci rynkowi, związki branżowe oraz sami rolnicy już praktycznie od czerwca ubiegłego roku wskazywali na problem z zalewaniem naszego rynku produktami rolnymi z Ukrainy, które zamiast wyjechać z kraju, zostają u nas, rządzący nie chcieli widzieć problemu. Czerwone światło zapaliło się im dopiero, gdy rolnicy wyszli na ulice. Nie ma jednak pewności, czy bardziej przejęli się faktycznie problemem ze sprzedażą ziarna i spadającymi cenami, czy raczej utratą wiejskiego elektoratu.

Robert Telus zaraz po objęciu stanowiska doprowadził do tego, że 15 kwietnia weszło w życie rozporządzenie Ministra Rozwoju i Technologii zakazujące importu do Polski podstawowych produktów rolnych, łącznie z zakazem tranzytu. Na podobny ruch w międzyczasie zdecydowały się też Słowacja i Węgry. Te decyzje nie spodobały się Komisji Europejskiej. Po dwóch dniach intensywnych rozmów Roberta Telusa oraz Waldemara Budy, ministra rozwoju i technologii, z Julią Svyrydenko, ukraińską wicepremier i minister gospodarki, oraz Mykołą Solskim, tamtejszym ministrem polityki rolnej i żywności, ustalono, że jednak tranzyt powróci i przez pewien czas będzie odbywał się pod konwojem. Zapewnieniem szczelności tranzytu ma być, oprócz jego konwojowania, również objęcie go systemem SENT, a także plombami elektronicznymi.

To już jest nie do zrobienia

Nieraz pisaliśmy już na naszych łamach, powołując się na opinie ekspertów rynkowych, że trudną sytuację na rynku zbóż jest w stanie rozwiązać jedynie eksport. Czy w obliczu tego, gdy z Polski trzeba wywieźć w krótkim czasie miliony ton zbóż, utrzymanie tranzytu i obciążanie, tak już niewydolnych możliwości logistycznych jest dobrą decyzją?

– Ze wszystkich polskich portów można by miesięcznie wywieź około 1 mln t zbóż. Co oznacza, że do żniw bylibyśmy w stanie wywieźć, przy pomyślnych wiatrach, zaledwie 3 mln t. A według mnie potrzeby są trzy razy większe. Gdy nawet technicznie byłoby to możliwe, trzeba jeszcze rozwiązać problem ze znalezieniem kontrahentów – komentuje Rafał Mładanowicz, rolnik, obecnie przewodniczący rady młodych rolników przy KRiR.

Ile pszenicy, kukurydzy i rzepaku przyjechało do Polski z Ukrainy?

W ubiegłym roku, według danych resortu rolnictwa, Polska sprowadziła z Ukrainy, prawie 523 tys. t pszenicy, tj. ponad 168 razy więcej niż w 2021 r. Chociaż eksport ogółem cztery razy przewyższył import ogółem, był on na poziomie niewiele wyższym niż w poprzednim roku, w którym import pszenicy był o 1/3 mniejszy niż obecnie. Jeszcze bardziej szokujące są liczby wskazujące na import ukraińskiej kukurydzy, który w ubiegłym roku, w porównaniu z 2021 r. był aż 296 razy wyższy! Tym samym w 2022 r. do Polski sprowadzono ogółem ponad 2 mln t kukurydzy, tj. o 900% więcej niż w 2021 r. Natomiast eksport, pomimo zachowania dodatniego salda wymiany handlowej, wzrósł jedynie o 67%.

W ciągu całego ubiegłego roku do Polski z Ukrainy zaimportowano ponad 662 tys. t rzepaku, tj. o 670% więcej niż przed rokiem. Łącznie z Ukrainy do Polski wjechało w tym czasie o 100% więcej rzepaku niż przed rokiem, a nadwyżka importu nad eksportem sięgnęła 668 tys. t. Nasi czołowi odbiorcy czarnych nasion, jakim są Niemcy i Czesi, zwiększyli zakupy jedynie nieznacznie.

W samym tylko styczniu i lutym bieżącego roku z Ukrainy wjechało do Polski 236 tys. t pszenicy. Dla porównania – w ubiegłym roku o tej samej porze import z tego kierunku wyniósł zaledwie 312 t. W ciągu tych dwóch miesięcy import kukurydzy od naszego wschodniego sąsiada wyniósł 371 tys. t, podczas gdy przed rokiem był na poziomie zaledwie 1392 t. Pomimo że saldo wymiany handlowej ogółem pozostało dodatnie, porównania są dość szokujące.

Z kolei od stycznia do lutego br. przywieźliśmy zza wschodniej granicy prawie 48 tys. t rzepaku, co stanowiło ponad 2/3 całego importu, aczkolwiek Niemcy kupiły w tym czasie tyle rzepaku z Polski, ile wyniósł cały import, z Ukrainą włącznie.

Mładanowicz zna rynek zbóż od podszewki – 13 lat pełnił funkcję prezesa Krajowej Federacji Producentów Zbóż, ma też doświadczenie w zarządzaniu dużymi gospodarstwami rolnymi oraz kierowaniu firmami handlującymi produktami rolnymi, a co najważniejsze – od maja do grudnia ubiegłego roku pełnił funkcję pełnomocnika ministra rolnictwa ds. rozwoju współpracy z Ukrainą. Chcąc usprawnić logistykę towarów rolnych, Mładanowicz bardzo szczegółowo przyjrzał się krajowej infrastrukturze, wskazując punkty zapalne i proponując rozwiązania. Ze względu jednak na to, że jego propozycje nie znajdowały odzwierciedlenia w pracach resortów, które mogłyby to usprawnić, zrezygnował z tego stanowiska.

Gdzie ten terminal dla produktów rolno-spożywczych w porcie?

Jedną z takich propozycji było utworzenie w trybie bezprzetargowym terminala dla produktów rolno-spożywczych w porcie w Gdańsku o możliwości załadunkowej na poziomie 48 tys. t na dobę, w którym główną rolę miała odgrywać Krajowa Grupa Spożywcza. Jak mówił 17 kwietnia podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. afery zbożowej i drobiowej, inwestycja spotkała się z dużym poparciem firm handlowych. Jak tłumaczył Mładanowicz, od podpisania stosownych dokumentów w ciągu dwóch miesięcy można było mieć uruchomiony magazyn płaski o pojemności 80 tys. t i baterię silosów o pojemności 20 tys. t, ale, niestety, tak się nie stało. Pomysł utknął w martwym punkcie.

Niewykorzystany potencjał

Będąc pełnomocnikiem ds. współpracy z Ukrainą, Mładanowicz mówił także o zbagatelizowanym przez rządzących pomyśle utworzenia w Medyce na bazie infrastruktury gierkowskiej magazynu dla towarów sypkich o możliwościach przeładunkowych na poziomie 1 mln t miesięcznie.

Mładanowicz wskazał również na niewykorzystanie możliwości, jakie daje przekopanie Mierzei Wiślanej. Zaproponował, aby przy nabrzeżach na państwowych gruntach zbudować terminal o ładowności 100 tys. t, do którego można by dowozić barkami towar z Elbląga – również bez skutku.

Zarzucał także rządzącym zbagatelizowanie roli w transporcie produktów rolnych mniejszych portów, takich jak Ustka, Darłowo, Kołobrzeg czy Dźwirzyno. Wyliczał, że Polska Żegluga Bałtycka jest właścicielem 52 statków handlowych, na które jedno­razowo można załadować 2,2 mln t surowca, ale trzeba chcieć to robić.

Innym jego pomysłem, który zlekceważono, było wdrożenie wynalazku z końca lat 90. ubieg­łego wieku, opracowanego przez poznańskiego naukowca Ryszarda Marię Suwalskiego, który polegał na szybkiej zmianie rozstawu wózków w pojeździe szynowym w miejscu zmiany rozstawu szyn, co pozwala na skrócenie czasu przejazdu składów towarowych pomiędzy systemami normalnotorowymi i szerokotorowymi na wschodniej granicy naszego kraju. Jak wskazywał, były chętne firmy, które chciały realizować ten pomysł.

Lekceważenie problemu

Nie pozostawił także suchej nitki na Elewarze, który w jego odczuciu nie wykorzystuje swojego potencjału i nie zachowuje się jak podmiot prowadzący działalność gospodarczą. Mając do dyspozycji infrastrukturę kolejową, nie wykorzystał jej – chociażby do tego, żeby wywieźć ukraińskie zboże do portów.

– Polska, podobnie zresztą jak Komisja Europejska, zlekceważyła zagrożenia, jakie niesie potencjał produkcyjny Ukrainy. Kraj ten produkuje w ramach przepisów, które nijak mają się do przepisów unijnych i jeszcze długo tak będzie. Otwarcie się 30 maja ub.r. unijnego rynku na niekontrolowany import, w mojej ocenie, było bardzo złe – ocenia Rafał Mładanowicz.

Jego zdaniem, jeśli Polska nie postawi na rozwój przetwórstwa, nie ma szansy na wytrzymanie konkurencji z Ukrainą.

Na pytanie, czy realne jest stworzenie miejsca dla nowych zbiorów przed żniwami, Mładanowicz odpowiada:

– Taki cud się nie wydarzy. Obecny kryzys to ciche tsunami, które będzie trwało nawet trzy lata.

Nie tylko do Polski wjechało ukraińskie zboże

Jeśli spojrzymy na dane publikowane przez KE dotyczące unijnej wymiany handlowej od 1 lipca ub. r. do 18 kwietnia br., w oczy rzuca się 241-procentowy wzrost importu pszenicy w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku, 75-procentowy wzrost importu kukurydzy oraz spadek eksportu kukurydzy o 58%.

Głównym kierunkiem importu zarówno pszenicy, jak i kukurydzy na teren UE jest oczywiście Ukraina. W przypadku pszenicy ten import stanowił 64%, a kukurydzy – 55%. Dla porównania – w ubiegłym roku import pszenicy z Ukrainy stanowił zaledwie 16% unijnego importu, w przypadku kukurydzy odsetek był podobny, aczkolwiek obejmował ilości mniejsze o 100%. Polska znajduje się na liście zarówno głównych importerów pszenicy, jak i kukurydzy. W przypadku pszenicy wyprzedza nas zdecydowanie Hiszpania i nieznacznie Rumunia. Jeśli chodzi o kukurydzę, zdecydowanie więcej od nas kupili na rynkach zewnętrznych Hiszpanie, co jest oczywiste, jeśli uwzględnić rozmiar prowadzonej przez nich produkcji zwierzęcej, a potem kolejno Niderlandczycy, Włosi i Portugalczycy.

Zasypani kukurydzą

Myśląc o konieczności wywozu z Polski ziarna, wszyscy koncentrują się głównie na pszenicy i to o dobrych parametrach jakościowych. Ta jednak, biorąc pod uwagę wszystko, co zalega w naszych magazynach, łącznie z rzepakiem, jest w mniejszości. Problemem są też kukurydza, pszenica paszowa czy pozostałe zboża oraz rzepak.

W ubiegłym roku zbiory kukurydzy w Polsce były rekordowe i wyniosły około 8 mln t. Jeśli do tego dołoży się 2 mln t kukurydzy, które przyjechało z Ukrainy, daje to łącznie 10 mln t. Jak tłumaczył podczas posiedzenia wspomnianego wyżej parlamentarnego zespołu prof. Tadeusz Michalski, prezes Polskiego Związku Producentów Kukurydzy, nasz rynek jest w stanie wchłonąć maksymalnie 5 mln t kukurydzy, mamy więc sporą nadwyżkę.

Prezes PZPK podkreślał, że Polska od lat była bardzo ważnym dostawcą kukurydzy do Niemiec, niestety w tym roku, ze względu m.in. na problemy z jakością ziarna, zainteresowanie ze strony naszego zachodniego sąsiada spadło. W nowy sezon wejdziemy więc z poziomem zapasów w wysokości 7 mln t. Co więcej, jak wskazuje Michalski, są obawy, że kukurydza, która przyjechała do Polski z Ukrainy, a która okazała się złej jakości, pochodziła z zapasów z poprzednich albo jeszcze bardziej odległych żniw.

W ocenie prezesa PZPK w magazynach u rolników może zalegać ponad 1,5 mln t kukurydzy, ale nie ma twardych danych, które mogłyby to potwierdzić.

E10 ściągnie nadwyżki?

Pewnym pomysłem na zagospodarowanie nadwyżek kukurydzy oraz rzepaku jest spożytkowanie ich w produkcji biopaliw, a konkretnie w benzynie E10, która zawierałaby domieszkę biopaliw na poziomie 10%.

Wykorzystanie etanolu wyprodukowanego na bazie z kukurydzy w paliwie E10 spowodowałoby ściągnięcie z rynku około 500–600 tys. t ziarna. Mamy w Polsce 70 gorzelni rolniczych, można wykorzystać ich potencjał – wylicza Adam Stępień, dyrektor Krajowej Izby Biopaliw.

Ze względu na to, że zapotrzebowanie ze strony przemysłu rolno-spożywczego na nasiona rzepaku pozostaje stabilne, tylko zwiększenie wykorzystania nasion w biopaliwach pozwoli na zagospodarowanie nadwyżki.

Jak wylicza Stępień, Polska kupiła na rynkach trzecich w tym sezonie około 1 mln t rzepaku, w tym głównie z Ukrainy, najwięcej nasion wjeżdżało do nas z tego kraju we wrześniu i w październiku. Obecnie tego importu już nie ma, bo tamtejszy rzepak został już zagospodarowany. Polska natomiast wyeksportowała ponad 360 tys. t nasion. Powierzchnia uprawy rzepaku pod tegoroczne żniwa została utrzymana na poziomie z 2021 r. i wynosi ponad 1 mln ha.

KE udaje czy faktycznie dostrzega kłopoty rolników?

Zdaje się jednak, że Komisja Europejska w końcu próbuje pokazać, że dostrzega problem nadmiernego importu produktów rolnych z Ukrainy i planuje zastąpić jednostronne decyzje krajów członkowskich działaniem na poziomie unijnym.

Chce wprowadzić zakaz importu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, słonecznika i rzepaku do Polski, Słowacji, Węgier, Rumunii i Bułgarii, warunkując to zgodą Ukrainy, tak aby uniknąć ewentualnego zaskarżenia tej decyzji do Światowej Organizacji Handlu.

Magdalena Szymańska
fot. Tygodnik Poradnik Rolniczy/Canva

Więcej na ten temat

CZYM SĄ DOTACJE UNIJNE?

W ramach PROW 2014-2020 będzie realizowanych łącznie 15 działań pomocowych a środki pieniężne będą głównie skierowane do sektora rolnego. Sektor ten jest bardzo istotny z punktu widzenia zrównoważonego rozwoju obszarów wiejskich i wymaga większego i odpowiednio ukształtowanego wsparcia.

Głównym celem pomocy finansowej w ramach przewidzianych instrumentów będzie rozwój gospodarstw rolnych (Modernizacja gospodarstw rolnych, Restrukturyzacja małych gospodarstw rolnych, Premie dla młodych rolników, Płatności dla rolników przekazujących małe gospodarstwa rolne). Premie dla młodych rolników, które zostały przewidziane w nowym PROW mają głownie na celu ułatwienie młodym osobom rozpoczęcie samodzielnego prowadzenia działalności rolniczej w przejmowanych przez nich gospodarstwach rolnych. Najważniejszymi założeniami dla młodych rolników chcących skorzystać z dodatkowej pomocy są: nie ukończenie 40 roku życia, posiadanie odpowiednich kwalifikacji zawodowych, lub zobowiązanie się do ich zdobycia w przeciągu 3 lat od otrzymania decyzji o pomocy, bycie posiadaczem minimum 1ha użytków rolnych przed dniem złożenia wniosku o przyznanie pomocy dla młodego rolnika.

Wszystkie szczegóły dotyczące warunków jakie musi spełnić rolnik by ubiegać się o wsparcie w ramach PROW na lata 2014 – 2020 mogą odnaleźć państwo na stronach AMIRR oraz Ministerstwa Rolnictwa.

CO DAJĄ DOTACJE ?

Obecny PROW jest podobny do znanego już z lat 2007- 2013, jednak została zmieniona jego konstrukcja. W aktualnej formie występuje mniej tzw. działań i pojawiła się możliwość jednoczesnego skorzystania z różnych „poddziałań”. Łącznie zostało stworzone 25 form wsparcia, w tym kontynuacja pomocy z lat poprzednich.  Warto zwrócić uwagę na zmodyfikowane wsparcie z bardzo popularnego działania „Modernizacja gospodarstw rolnych”. Obecnie wartość pomocy będzie uwarunkowana od rodzaju przewidzianych inwestycji. Na największe wsparcie mogą liczyć rolnicy stawiający na rozwój produkcji prosiąt (maksymalnie aż do 900 tys. zł). Na pozostałe inwestycje związane z produkcją zwierzęcą wsparcie wyniesie do 500 tys. zł. Wszystkie pozostałe przedsięwzięcia a także zakupy w gospodarstwie będą mogły otrzymać dofinansowanie w wysokości do 200 tys. zł.

Niezmiennie na mocne wsparcie będą mogli liczyć młodzi rolnicy, którzy oprócz większych dopłat bezpośrednich, mogą spodziewać się „premii” na start wynoszącej 100 tys. zł. Różnica w porównaniu do poprzednich programów polega na tym, że obecnie wypłata nastąpi  w dwóch etapach: pierwszy – 80 proc. Drugi po zrealizowaniu inwestycji i udokumentowaniu wydatków – 20 proc.

Całkowicie nowym rozwiązaniem ujętym w PROW 2014-2020 będzie premia udzielana na restrukturyzację małych gospodarstw. Gospodarstwa takie będą mogły ubiegać się o 60 tys. zł na inwestycje w poprawę swojej dochodowości. W momencie kiedy rentowność zostanie zwiększona będą mogły korzystać z innych form wsparcia z PROW. Natomiast jeżeli właściciel małego gospodarstwa zdecyduje się na jego sprzedanie, wówczas będzie mu przysługiwać rekompensata w wysokości 120 proc. dopłat, które otrzymywałby do 2020 r.

KTO MOŻE UZYSKAĆ DOPŁATĘ ?

Dla wszystkich.

O dotację unijną może się starać każdy rolnik. Wnioski w ramach tego programu można składać od pierwszej połowy 2016 roku. Większość programów nie jest uzależniona od wykształcenia i wieku osoby wnioskującej, nie mniej jednak szczególnie premiowane są pewne określone działania rolnicze mające na celu ogólnokrajową zmianę koniunktury w danym sektorze gospodarki rolnej.

Pieniądze dla hodowców.

W nowych programach dotacji unijnych szczególną uwagę skupiono na producentach prosiąt, mleka oraz bydła. To właśnie oni mogą teraz liczyć na większe dotacje, niż pozostałe gałęzie rolnictwa.

Promocja młodzieży.

W programie PROW 2014-2020 kontynuowane jest dofinansowanie młodych rolników z tytułu „Premia dla młodego rolnika”. Ta dotacja przeznaczona jest dla młodych osób, które w momencie składania wniosku lub poprzedzających ten dzień 12 miesiącach przejęły gospodarstwo i rozpoczęły działalność rolniczą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *